środa, 29 stycznia 2014

NOWA MORDA NA PODPIS :3

Hejka, postanowiłam zmienić swój podpis na blogu. Jakoś tak chciałam na Yato z Noragami i nawet zrobiłam sobie taki, ale potem- zanim zmieniłam na nowy podpis- a właściwie to dzisiaj poszukałam w necie jakiejś foci Yogi'ego z Karnevala, który jest chyba moją ulubioną postacią z mang i anime. Dlatego moją wizytówką nie będzie to:


tylko Yogi. Do zobaczyska ~♥



poniedziałek, 27 stycznia 2014

WYNIKI KONKURSU !!!

Tatatatatatam!~ czas na ogłoszenie wyników konkursu DrawVocaloidContest! ~
Zacznę od wyróżnienia :


Gratulacje dla Bella1098 :) . Oto jej praca:


III miejsce:




Zdobywczyni trzeciego miejsca - czekoladov@ :) . 


Drugie miejsce zdobyła werciaa15, także z pracą SeeU :) .



A teraz czas na I miejsce:


Zwyciężczyni konkursu to Annie alias Flądra001. Gratuluję wygranej :)


Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie. Nagrody zostaną wysłane w przeciągu tygodnia, proszę o dodanie na listy życzeń prezentów o wymaganej wartości [I miejsce - o wartości 2500sc, II miejsce - 1800sc, III miejsce - 1000sc]. Zostaną wysłane z konta Miria lub Mipsi [wyślemy wiadomość]. Co do wyróżnienia - któraś z nas zrobi trzy filmy z udziałem panienki Bella1098 - albo obie jakoś się dogadamy. Grafy też damy w przeciągu tygodnia.

Według mnie konkurs całkiem nam się udał, chociaż wysłano nam 6 prac, 3 SeeU i 3 Miku - spodziewałam się, że będą fanarty różnych Vocaloidów, ale prace mimo wszystko wypadły dobrze. Być może w przyszłości zrobiłybyśmy więcej takich konkursów, jednakże odchodzimy z MSP i jest to mało możliwe [ale bloga będziemy dalej prowadzić].
Mam nadzieję, że konkurs wam się podobał. Cóż... to by było na tyle. Całuski ;-)





sobota, 25 stycznia 2014

CUDAK Z BUKIETEM CHWASTÓW

Sorry, że tak długo mnie nie było( kilka dni= długo). Po narysowaniu ostatniej pracy czuję się... wypalona. Chyba 2 prace w 4 dni to dla mnie zbyt szybkie tempo :/ Jeden rysunek robię około 4- 5 godzin, ale zazwyczaj rozkładam go sobie na kilka dni, bo mi się nie chce :p No i rzadko staram się ze wszystkich sił.
Dlatego właśnie zrobiłam sobie parodniową przerwę :D Dzisiaj jednak się zakończyła, a ja narysowałam gimbusa nr. 8, choć 7 nadal jest w planach :/ I raczej pozostanie przez jakiś czas... Postaram się dzisiaj wziąć też za transformację Yotaki z Karneval. Próbowałam już rysować Karoku, ale z powodu dramatycznego braku weny musiałam zaprzestać.
No to, co jakiś bazgroł chcecie?


Nie jest to coś specjalnego. Zdarzyło mi się raz nabazgrolić coś w notesie i jak siostra to zobaczyła, kazała mi to narysować, ale tak starając się. I tak oto powstało to dzieło. To chyba moja druga praca kolorowana kredkami wodnymi i poprawiana wodą ^^ Uważam, ze wyszła- jak na taką drugą pracę- zdumiewająco dobrze. Jednak jest parę rzeczy, które nie wyszły mi tutaj i nie wychodzą w dalszym ciągu. Malowanie dużych przestrzeni, cieniowanie kolorów, branie za dużo wody na pędzelek. No i jak już kończę poprawianie tych kredek wodą, to zwyczajnie mi się nie chce. Chociaż w sumie nie mam co narzekać, bo jak tak sobie liczę w głowie, to do tej pory wykonałam kredkami wodnymi tylko 4 prace O.o No ale z tą w górze ↑ jest całkiem nieźle.

PS: Napisałam, że przez jakiś czas nie będzie gimbusa 7, dlaczego? Zamówiłyśmy parę nowych mang, więc od chwili, gdy paczka z nimi do nas dotrze, będziemy miały duuużo nowych rzeczy do rysowania :3


PRZYPOMNIENIE O KONKURSIE

Chciałabym wam wszystkim przypomnieć, że pojutrze mija termin wysyłania prac na Konkurs Draw Vocaloid Contest. To znaczy, że wysyłać możecie jeszcze dziś i jutro. Jeśli ktoś jeszcze nie słyszał o konkursie, to szczegóły są >>TUTAJ<< . Jeśli jednak zdecydujesz się na zrobienie pracy, to proszę - nie Hatsune Miku lub SeeU. To nie tak, że zabraniam, owszem, możesz, ale, prawdę mówiąc, już nimi rzygam - mamy przysłane 6 prac: 3 Hatsune Miku i 3 SeeU. 
A tu parę moich starych prac:

Ten niby-Czerwony Kapturek [pracuję nad scenariuszem !!!]

jakaś krzywa dziewczyna

Dziwny chłopak w dziwnym mieście [bo takie krzywe bloki nie istnieją]


piątek, 24 stycznia 2014

ZNUDZONA JA



No cześć :) . Wstawiam tu taką moją średnią pracę - jeśli idzie o tło, to widać pracę, którą wstawiłam w poprzednim poście, przebijającą z tyłu [rysowałam w zeszycie]. Jeśli mogę coś dodać, to według mnie rysunek wyszedł nawet nieźle [bawiłam się wtedy-nową fioletową i granatową kredką]. Troszeczkę zainspirowane z Karnevala [konkretniej: Tsukumo] - chyba wcześniej narysowałam Tsukumo.

Jeśli idzie o mnie i Paulę, do końca mieisąca będziemy wstawiać posty co dwa-trzy dni, ponieważ - jak wcześniej pisałam - transfer nam się kończy. Cóż... to tyle na tego posta. Pa ^^


wtorek, 21 stycznia 2014

CUDO-FANARTY GALACO I LUI *.*

W tym poście będzie coś wyjątkowego, dwie moje prace, które dały początek DrawVocaloidContest.


Galaco


Lui Hibiki

Jakby co, to vocaloidy 8) I to nie byle jakie, zaliczają się do szczęśliwej piątki- czy tam szóstki- moich ulubieńców. Obie prace zostały przeze mnie wymyślone, wzorowałam się jedynie na wizerunku owych vocaloidów, jak tutaj:




To są ich oficjalne arty, a przynajmniej tak mi się wydaje. W każdym razie, wzorowałam się tylko na nich. Galaco już pokolorowałam, zaś Lui nadal czeka na dokończenie. 
No ale napisałam coś o konkursie- który wciąż trwa -.- Otóż Julia po zobaczeniu tych dzieł wpadła na pomysł, żeby zrobić konkurs na fanart wybranego vocaloida. No i tak sie ten konkurs stał.
Coś jeszcze o pracach. Jestem z nich bardzo, bardzo, bardzo zadowolona. Zrobiłam je pod koniec przerwy świątecznej, jednak zaliczają się do najnowszych. Myślę, że jeśli się postaram, to mogą wychodzić mi takie cuda *.* 

Ale szczerze- boję się pokolorować Lui. Widzieliście jego buty? Normalnie leżę i nie wstaję, to będzie masakra.




RESZTA MOICH STARYCH PRAC

Dobra, koniec z obijaniem się. Zamieszczam większą część prac, które od dawna mam na kompie -.- Leń ze mnie i mimo, że takie chibi poniżej narysowałam jeszcze przed Świętami, to nadal jest nie wstawione na bloga */\*


Mary Kozakura z Kagerou Project. Podobnie jak wszystkie prace, które rysowałam z KagePro, jest to fanart, chociaż nie taki bardzo fanartowy :p Trochę zerżnięte z foci, z której to rysowałam, ale poza jest w miarę własna. Ogólnie to uważam to za jedną z moich lepszych prac.


Yotaka i Tsubame z mangi Karneval ( Yotaka ♥ po lewej, Tsubame po prawej). Są bliźniakami, co automatycznie zalicza ich do postaci, które bardziej lubię ;-) Poza tym Yotaka był taki kochaaaany ♥ Przyjmował leki, które sprawiły, że zamienił się w nadczłowieka, bo chciał uratować Tsubame przed podobnym losem! Narysuję kiedyś jego transformację... Ale mniejsza z tym, pracka doprawdy zacna ( w końcu rysowałam bliźnięta!). Twarze ciut niepodobne do oryginału, ale postacie prezentują się naprawdę dobrze :-)


Uwaga! To niby takie chibi... mnie. Nie umiem rysowac chibi, taka prawda, ale jak raz zobaczyłam na jakiejś stronce z rysunkami takie śliczne chibi- nie mogłam się powstrzymać! A za ofiarę owego eksperymentu wzięłam siebie. W sumie dobrze, bo ktoś mógłby mnie pozwać. Na pracy widnieje bolesny brak szczegółów, jedno szkło okularów jest mniejsze od drugiego, pingle wyglądają jak z drutu, a ja nie mam rudych włosów- określam je raczej mianem tego, co kot zakopuje w ziemi ;-;


Moje pierwsze doświadczenie z kredkami wodnymi ( siostra twierdzi, że to starcie dwóch wojsk). Do tej pory kolorowałam prace jedynie kredkami, a z farbami wolałam nie mieć do czynienia :/ Pomyslałam, ze kredkami będzie łatwiej... Cóż, przynajmniej nauczyłam się paru ważnych rzeczy. Lepiej nie mieszać kolorów, trzeba mieć po prostu większy zestaw kredek. A kiedy poprawia się rysunek wodą, a odróżnieniu od malowania kredkami ( a przynajmniej ja tak robiłam) pociąga się pędzlem od najjaśniejszego miejsca do najciemniejszego. Poza tym namordowałam się nad włosami kolorując je, nie powiem! Za to po pomalowaniu ich efekt nie jest już taki dobry.






DWA BAZGROŁY- CZYLI CO ROBIĘ W SZKOLE ZAMIAST SIĘ UCZYĆ



Nie jest to nic szczególnego :/ Mam jakąś słabość do kitsune szczerze powiedziawszy i kiedy nudzi mi się na lekcjach, powstają takie oto twory. Najpierw narysowałam laskę, a potem pomyślałam, że muszę umieć rysować też facetów, więc dorobiłam jej towarzysza ;D Jednak nadal nie umiem ich rysować... za trudne...

CO TAM Z "NIORAGAMI"? [YUKINE?! GDZIE?! *q*]

Pisałam chyba wcześniej o anime Noragami, ne? Może tu dodam parę szczególców.
Jeśli o nas chodzi, jesteśmy już po pierwszym rozdziale mangi i trzech odcinkach anime - z czego 3 odc obejrzałyśmy dziś rano po piątej, z angielskimi napisami. Czemu z angielskimi napisami? Bo premiery są w niedziele, niestety odcinki z polskimi napisami pojawiają się dopiero w czwartki :( . Ja z Paulą nie możemy wytrzymać takiego szmatu czasu [ w międzyczasie ściągamy grafiki i gify z najnowszych odcinków - większość z Yukine - "zaspoilerowując" sobie odcinek], toteż oglądamy wcześniej, bo z angola nie jesteśmy najgorsze... w sumie jak się jest w Top 3 bossów z angola w lepszej grupie to chyba nie jest się "najgorszym"... A włacha, czemu obejrzałyśmy o mordownej godzinie punkt piąta rano? ↓
Zacznijmy od tego, że w grudniu, 21 grudnia konkretniej, wyczerpałyśmy transfer [czwarty raz w roku]. Akurat odkryłyśmy Kagerou Project, toteż wraz z pierwszym dniem stycznia zasiadłyśmy se na kompa i hulaj dusza! Nadal ta pierwsza połowa stycznia maluje mi się mgliście w pamięci - czego my nie oglądałyśmy i nie czytałyśmy... Problem w tym, że znowu poważnie nadwerężyłyśmy transfer - skończyłyśmy oglądać Fullmetal Alchemist, wzięłyśmy się za Durarara, Noragami i Mahou Sensou. Akurat znalazłyśmy, gdzie jest pokazane, ile nam już ubyło w tym miechu transferu i z przerażeniem odkryłyśmy, że - cóż... - jeśli nie chcemy pierwszy raz w 2014 roku wyczerpać transferu, i to w styczniu [co jest mrocznym początkiem roku] musimy zacząć się ograniczać z netem. Niemniej w naszej umowie na net jest zapisane, że od pierwszej w nocy do siódmej mamy 50 gigabajtów [czytaj: dużooooo odcinków anime] więc... "Paula, to co ty na to, żeby jutro wstać o piątej?^^". I w ten oto sposób przestawiłyśmy się z wstawania po jedenastej do wstawania o piątej.
Heh, się rozpisałam, a miałam tu streścić te 3 odcinki Noragami. No dobra. UWAGA!!!! SPOILERY!!!!  
Okej, anime opowiada o Hiyori Iki, zwykłej licealistce [skrytej fance boksu] oraz Yato - bezdomnym kami. Ich losy wiążą się, gdy pewnego dnia Hiyori zostaje potrącona przez ciężarówkę - jej połączenie ze światem żywych zaciera się i codziennie kilka razy zdarza jej się "opuścić" swoje ciało i chodzić w niewidzialnej dla ludzi postaci z ogonem. ↓

Okej, ale jak poznaje Yato? Cóż... przedstawię jego sytuację. Jest bezdomnym dresem, który nie ma stałej roboty, śpi w parku na ławeczce, co jakiś czas dostaje drobne zlecenia [typu znaleźć zaginionego kotka, posprzątać łazienkę itp.], a jego codziennym porannym rytuałem jest pisanie na ścianach sprayem swojego numeru i mini reklamy. A tu taki jego zonk:↓


Co łączy jego i Hiyori? Cóż, jakaś zawzięta fanka romansów stwierdziłaby, iż to gorąca, czerwona wstęga namiętnej miłości, chociaż mi to tylko wygląda na to, że on ma jej pomóc wrócić na stałe do świata żywych [bo co to za przyjemność, idziesz sobie z koleżankami i nagle ni z tego ni z owego zasypiasz na środku chodnika, a twoja dusza lata se gdzieś po słupach wysokiego napięcia i dachach domów]. Kłopot w tym, że Yato za bardzo jej nie pomaga - no bo jak może jej pomóc dres kami bez perspektyw, w którego nikt nie wierzy?
I w sumie na razie tyle... Fabuła się na razie za bardzo nie rozwinęła. Trzy odcinki i tylko trzy postacie - Yato, Hiyori i Yukine...!!!!! ←←← ♥♥♥


Taaaaaak, teraz temat, na który mogę się wypowiadać baaardzo długo : Yukine ♥ Muszę wam wyznać, ze jestem mężatką, mimo, że oboje jesteśmy niepełnoletni :3 . Nie licząc dwóch trailerów, openingu i endingu, dostajemy go po raz pierwszy pod koniec drugiego odcinka, gdy Yato w trybie NOW potrzebuje Boskiego Narzedzia. Czyni wtedy nieskażoną duszę chłopca swoim Boskim Narzędziem [zmienia się w zgrabniutką katanę]. Pod koniec odcinka dostajemy uroczy obrazek Yukine [bo tak go nazwał Yato] w cieniutkim szlafroczku [Paula upiera się, że to kimono, ale bardziej wygląda mi na piżamę bądź szlafrok] w samym środku zimy. Niemniej Yukine nie jest jakimś tam pozbawionym charakteru Boskim Narzędziem, potrafi być chamski dla nowo zdobytego pana *q*

 Okej, przepraszam, już ocieram tą strużkę śliny spływającą mi po brodzie. No co ja poradzę, że on jest taki seksi? ;-; Akcje z nim są najlepsze. Na przykład siedzi se z Hiyori i głaszcze kotka, i tak się na nią zagapia [jak się rumieni jest naprawdę słodki ♥] i tak Yato się drze: Yukine, masz nieprzyzwoite myśli! W drugiej akcji, jak Hiyori się rozryczała, było "Yukine, ty zbolu!". Ahhh, nic nie poradzę, że utożsamiam się wtedy z Hiyori... ♥♥♥~


 No i to chyba tyle. A zamiast podpisu, wstawię jeszcze jeden screen Yukine


~PISAŁA ABSTRAKCYJNA-JULIA [YUKINE!♥]

CINDERELLA - FUUUU



Fuuuj, co za paskudztwo. Na szczęście teraz rysuję inaczej [lepiej], serio nie rozumiem, jak mogłam tak rżnąć ołówkiem papier... Albo spójrzcie na jej stopy - heloł, coś tu chyba nie gra? Nie mówiąc o tych powyginanych dłoniach. . .
A jeśli idzie o tamtą prackę z Karnevala, o której wczoraj pisałam, to już ją skończyłam - bójcie się, kompletnie zepsułam. To znaczy, pokolorowałam ładnie, jak "wodowałam" [poprawiałam kredki wodą] też wyszło nie najgorzej, jednak... cóż, w swojej pysze uważałam, że jestem jakimś bossem i postanowiłam poprawić kontury czarnym cienkopisem, a nie - jak normalny człowiek - ołówkiem. To była dla mnie bolesna nauczka - nigdy przenigdy nie poprawiaj konturów pracy malowanej akwarelami bądź kredkami akwarelowymi cienkopisem bądź długopisem. Dlaczego? ^^ Otóż papier był wilgotny, przez co kontury zaczęły się malowniczo rozpływać. Żeby chociaż równomiernie, ale nie! -musiały akurat na zarysie twarzy Tsukumo i jej włosach :( .



poniedziałek, 20 stycznia 2014

CO SIĘ U MNIE DZIEJE?

Okeeeej, co u mnie? Trochę nowości z życia codziennego Abstrakcyjnej Julii:
♥ wczoraj była premiera 3-ego odcinka Noragami
♥ wzięłam się za rysowanie realistycznych rzeczy [mam już naszą figurkę geiszy i różę, którą dostała mama]
♥niedługo jadę do Lublina lub Puław na zakupki i wzbogacę się o 4 tom Karneval :3
♥ jestem w trakcie mordowania siostrzyczki, gdyż iż ponieważ nie pisze swojej książki. Gdy po raz pierwszy otworzyłam ten jej gruby, zniszczony zeszyt z wieżą Eiffl'a na okładce, miałam wrażenie, że czytam prawdziwą książkę. Owszem, stylem przypominała trochę to szmatławe, płaskie książki, których teraz pełno, a główny bohater miał osobowość emo, ale jak na jedenastolatkę to coś super! Siadała na przerwach w szkole z tym zeszytem na kolanach i pisała -nie raz siedziałyśmy do późna, bo "miała wenę". Dlatego, po tym jej opowiadaniu, odżył we mnie zachwyt do jej książki i z nową siłą i energią zabiorę się do rozkazywania jej pisać! :)

No i to tyle - więcej rzeczy mi chwilowo nie przychodzi do głowy. A tu taki projekt Czerwonego Kapturka do mojej "mangi". . . Ten jej krzywy ryj po prostu działa na mnie, jakby Czerwony Kapturek dźgał mnie mieczem: i raz! i dwa! i raz! i dwa!. 




TSUKUMO !!!



To w sumie moja pierwsza praca Tsukumo. Stwierdzenie, że jest niepodobna, jest niewystarczające :) . A propos, jeśli to kogoś interesuje, ja i Paula jesteśmy w trakcie robienia prac z Karenvala - ja okładki któregoś-tam rozdziału, a Paula też okładki rozdziału - "Skrzydła, na których nie można się wzbić" [ z takim przekawaiiaśnym Yotaką i Tsubame]. Jesteśmy już w trakcie kolorowania, ale kredkami akwarelowymi, więc czeka nas jeszcze prawie dwa razy tyle roboty :p . Ale co tam, niedługo wstawimy niu prace.

PARĘ SŁÓW NA TEMAT MOJEGO OPOWIADANIA

Jak napisałam w poprzednim poście, napiszę wam teraz parę rzeczy związanych z moim opowiadaniem.

Widzicie, jakieś dwa lata temu coś mi się ubzdurało i zaczęłam pisać książkę, jej tytułem miało być,, Klątwa Wilkołaka''. Rzadko ją pisałam, a jak już to w zeszycie, więc mogłam to robić wszędzie, w szkole, u babci, w domu. Było jej ponad 200 stron i wymyśliłam całkiem niezły świat, tylko- przyznaję- strasznie ściagnięty z rzeczy, które mnie inspirowały. Jak teraz na to patrzę, nie potrafiłam nic sama wymyślić, no i jestem kiepska w wymyślaniu własnych nazw :/ Ale mimo wszystko, całość nie była taka zła. Wykreowany przeze mnie świat był raczej oryginalny, postacie- może?- ciekawe, choć fabuła była dosyć słaba, bo nie miałam na nią pomysłu, jednak coś zaczęło mi świtać w głowie- niestety już po napisaniu tych 200 stron.
Książka opowiadała o chłopaku, Danielu, który zostaje powołany na Strażnika miejsca, w którym zbierają się młodociani magowie, lecz nałożona na niego klątwa, związana z jego pochodzeniem, sprawiała, że nikt mu nie ufał i każda napotkana osoba była jego potencjalnym wrogiem. Za ową klątwą stał przedstawiciel pradawnej rasy, pewien wilkołak... Brzmi znajomo? Kiedy Paulisia111 ogłosiła konkurs wpadłam na pomysł, by akcja mojego opowiadania rozgrywała się w tym moim świecie. No i... nie mogłam się powstrzymać i umieściłam tam Daniela oraz parę spoilerów odnośnie pierwszych części mojego cyklu- tak jest, odnośnie mojego komercyjnego, nie istniejącego jeszcze cyklu :D Na szczęście teraz będę miała więcej czasu, więc pewnie ponownie wezmę się za pisanie i może będę zamieszczać rozdziały na blogu? Prolog wala się w dokumentach od niepamiętnych czasów, a siostra grozi mi karą śmierci jeśli się nie wezmę do roboty.


OPOWIADANIE KONKURSOWE

Hejka :) Mam dla was pewną wiadomość. Paulisia111 zrobiła konkurs na opowiadanie zawierające wątek fantastyczny i wiecie co? Moje opowiadanie zajęło w nim pierwsze miejsce! Fajnie, nie?^^
Wkleję je wam tutaj, tylko ostrzegam, że jest baaardzo długie, bo w Wordzie zajęło mi 19 stron A4.

Wędrówka po miłość


Amelia samotnie stała na pustym przystanku. Czekała na Niego już kilkanaście minut, lecz On nadal się nie zjawił. Powoli zaczynała się denerwować. To miała być randka jej marzeń, z chłopakiem, w którym od bardzo dawna była zakochana. Lecz On się spóźniał.
            Minęło pół godziny. Zaczęło padać. Po godzinie to już nie był deszczyk, tylko ulewa, lecz ona się nie poddawała. ,,Może spóźnił się na autobus?’’ myślała,, Albo coś mu wypadło?’’.
Jednak gdy minęła druga godzina, a jego wciąż nie było, Amelia ze złamanym sercem postanowiła wracać do domu. Spojrzała na rozkład jazdy, szukając autobusu powrotnego, gdy usłyszała znajomy głos.
- Czy to nie Amelia Kwiatkowska?- dziewczyna odwróciła się i ujrzała panią Kowal, swoją nauczycielkę biologii.- Dziecko, co robisz sama, na dworze w taką ulewę? Jesteś przemoczona do suchej nitki!
- Ja… byłam z kimś umówiona- wyznała nastolatka.- Z Łukaszem Drozdem, zna go pewnie pani.
- I co, nie przyszedł?- wsparła się pod boki.- Widzę, że stoisz tak już jakiś czas. Słuchaj, nie przyszedł to już nie przyjdzie, chamsko się zachował i lepiej daj już sobie z nim spokój. Mam propozycję. Nie możesz w takim stanie wrócić do domu, a ja mieszkam kilka minut drogi stąd. Może najpierw pójdziesz do mnie, osuszysz się, wypijesz coś ciepłego, a dopiero potem wrócisz do domu, co?
- Dobrze- powiedziała cicho dziewczyna. Przez chwilę wydawało jej się, że w oczach nauczycielki pojawił się dziwny, niebezpieczny błysk, lecz zaraz to wrażenie minęło.


            - I jak, lepiej już się czujesz?- zapytała pani Kowal.
- O niebo lepiej, dziękuję pani- powiedziała Amelia.. Siedziała przy stole w domu swojej nauczycielki, przy kubku miętowej herbaty i kawałku czekoladowego ciasta. Nie był to typowy dom. Stał w odosobnieniu od innych domostw, na wzgórzu przy skraju lasu. Bardziej przypominał starą chatkę niż dom z XI-ego wieku, niemal w całości wykonany z drewna, z jedną izbą na dole i stryszkiem pod dachem. Amelii kojarzył się on z chatką czarownicy, ale zaraz odsunęła od siebie tę myśl.
- Proszę pani…- zaczęła niepewnie, ale potrzebowała rady, więc kontynuowała- pani mi powiedziała, żebym nie zaprzątała sobie więcej tym chłopakiem głowy. Ale nie mogę zastosować się do tej rady- ja go naprawdę kocham!
- Mówisz, że go kochasz- przenikliwe spojrzenie nauczycielki wwiercało się w dziewczynę.
- Co takie dziecko jak ty może wiedzieć o prawdziwej miłości?
            Amelia poczuła jak krew uderza jej do głowy.
- Myśli pani, że jestem tylko głupią, zadurzoną nastolatką?- powoli narastała w niej złość.
- Dokładnie- uśmiech nauczycielki był pełen wyższości.
- Ja go naprawdę kocham!- w jej oczach pojawiły się łzy wściekłości.- To nie jest ot, takie sobie zadurzenie się od pierwszego wejrzenia! Ja kocham go za jego uśmiech, za jego dobroć, za jego charakter! Jego oczy, gdy się śmieje, jego delikatny, uprzejmy głos, sposób bycia… Ja go naprawdę, naprawdę kocham!
            W trakcie swojej przemowy wstała od stołu i patrzyła z góry na spokojną twarz swojej nauczycielki.
- Najpierw pani mnie tu przyprowadziła, jak biedną sierotkę, aby po chwili mnie obrażać. Ja już pani nie rozumiem.
            Kobieta także wstała od stołu, lecz jej twarz nic nie wyrażała. W odpowiedzi powiedziała tylko:
- Czyli naprawdę go kochasz. Jaka szkoda.
- O co pani chodzi?
            Nagle Amelia poczuła ogromny ból, jakby ktoś rozpalał jej wnętrzności. Z krzykiem osunęła się na kolana, uderzając głową o krawędź stołu. Ból się nasilił, a ona zwinęła się w kłębek, niezdolna wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku, jakby ktoś pozbawił ją strun głosowych. Z wysiłkiem podniosła głowę, lecz nie stała przed nią jej nauczycielka biologii, a przynajmniej nie w formie, w jakiej ją znała. Skóra zrobiła jej się trupio blada, oczy zaczęły płonąć ciemnym, nieziemskim ogniem, włosy poskręcały się i nabrały zielonkawego odcienia. Jednak, o dziwo, wyglądała teraz o wiele młodziej, zamiast 50 wydawało się, że ma 20 lat.
- Ja też byłam kiedyś zakochana- powiedziała wysokim głosem- nadal jestem. Chociaż minęło już kilka wieków, ja nadal trwam u jego boku. I dlatego nie mogę pozwolić ci się do niego zbliżyć.
            Amelia otworzyła szeroko oczy z przerażenia.
- Myślisz, że czemu ci pomogłam? Z czystej dobroci? Śmieszne! Wiedziałam, że masz się z nim spotkać, z Łukaszem, ale to JA go kocham.
- Jesteś potworna- wyjęczała Amelia.
- Kiedyś byłam piękna, tak jak ty, i młoda. Wtedy on używał innego imienia, znałam go jako Sebastiana. Byłam taka zakochana i wydawało mi się, ze on też. Ale wtedy poznałam jego tajemnicę- że nie jest człowiekiem... Był potworem, którego miejsce w innym wymiarze, a istoty, które także stamtąd pochodziły, nazywały go,, Strażnikiem’’. Wtedy też dowiedziałam się, że jest nieśmiertelny. Przerażała mnie myśl, że ja się zestarzeję i umrę, a on wiecznie będzie piękny i młody, dlatego postanowiłam udać się do czarownicy i prosić o eliksir, który mógłby mi zapewnić wieczne życie. Cóż, nie wyszło do końca tak, jak sobie życzyłam, żeby zyskać wieczne życie najpierw musiałam umrzeć. I tak stałam się zombie.
            Amelia zastanawiała się, jakie prochy dostała w tej herbacie, że widzi i słyszy takie rzeczy, jednak ból, który czuła, sprawiał, ze nasuwało jej się pytanie, czy to wszystko nie może dziać się naprawdę? Nauczycielka tymczasem dalej mówiła.
- Zapomniałam poprosić o wieczną młodość, jednak szybko naprawiłam ten błąd. Aby coś zyskać, trzeba coś oddać, w zamian za przemianę w zombie oddałam swoje życie, jednak żeby pozostać młodą, musiałam oddać coś innego. Postawiłam więc na szali ostatnią ludzką część mnie, jaka we mnie pozostała. I tak stałam się czarownicą, zdolną w nieskończoność odmładzać swój wygląd. Byłam taka szczęśliwa. Byłam pewna, że on też będzie szczęśliwy, że możemy być już na zawsze razem! Niestety… on nie cieszył się tak, jak ja. Wręcz wydawał się być zły, za to, że to zrobiłam. Nie rozumiałam tego, myślałam, że mnie kocha, ja wciąż go kochałam.
Lata mijały, a ja z czasem pojęłam jego zachowanie. Pewnego razu pokłóciliśmy się i wtedy mi to powiedział:,, Tylko głupiec decydowałby się na bycie z osobą, którą naprawdę kocha, gdy on jest nieśmiertelny, a ona zwykłą śmiertelniczką. Jeśli bym się zakochał, nigdy nie dałbym jej najmniejszego powodu, by się tego domyśliła’’. Tak właśnie powiedział. Tego dnia zrozumiałam, że jego miłość do mnie była tylko udawaną, a ja już oddałam dla niego wszystko, co miałam. Ale ja nadal go tak bardzo kochałam. Postanowiłam, że zostanę przy nim, czy tego chce, czy nie. Z czasem moje zaklęcia działały coraz słabiej, a ja nie mogłam wiecznie młoda być przy nim. Dlatego zdecydowałam się stosować czarną magię. Nie działa ona cały czas, ale wystarcza mi na bycie młodą nocą i plecenie zaklęć miłosnych.
Wtedy zauważyłam, że mu się przyglądasz i twoje oczy błyszczą. Potem zaprzyjaźniłaś się z nim, a on nie miał nic przeciwko. To mnie coraz bardziej irytowało. Jednak, gdy zaprosiłaś go na randkę, to już było za wiele. W dodatku jego zachowanie było conajmniej niepokojące. Od czasu, gdy cię poznał, zaczął zamykać się w ciemnym pokoju, zupełnie sam na całe godziny. Jego spojrzenie przygasło i stracił swój zwykły entuzjazm. W dodatku, otrzymawszy twoje zaproszenie, mimo, że nie zamierzał przyjść, nawet nie raczył się pofatygować, żeby cię o tym powiadomić!
- C-co?- Amelia zaakceptowała już wszystko, co mówiła do niej ta kobieta, w jakiś sposób wiedziała, że to prawda. Jednak wiadomość, że Łukasz- czy raczej Sebastian- od samego początku nie miał zamiaru się z nią spotkać, wstrząsnęła nią najbardziej. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.
- Płacz sobie płacz. Aleś ty głupia. Chyba naprawdę nie rozumiesz, co do ciebie mówię, co? Głupia dziewucho?
- Ledwo słyszę, co ty do mnie mówisz- wyjęczała przez łzy- czuje się, jakby ktoś mi wypalał kręgosłup rozżarzonym prętem i myślenie sprawia mi sporo bólu, więc mogłabyś darować sobie ten sarkazm?
- Mała gówniara- i zaśmiała się.- W porządku, więc ci to wytłumaczę, słowo w słowo. A, i zanim zapytasz,, Dlaczego?’’- chcę, żebyś jak najdotkliwiej odczuła to, co zamierzam ci zrobić. Ja sama potrzebowałam czasu, żeby do tego dojść. To dziwne zachowanie Sebastiana bardzo mnie zaniepokoiło. Jego odosabnianie się, apatyczny nastrój, nieobecny wzrok, jakby marzył o czymś zbyt odległym, by mógł tego dosięgnąć, ukradkowe spojrzenia, rzucane podczas lekcji. Wtedy przypomniałam sobie jego słowa,, Jeślibym się zakochał, nie dałbym jej najmniejszego powodu…’’. Rozumiesz, do czego piję?- zaśmiała się chrypliwie.- Epoki przemijają, lecz miłość zawsze pozostaje taka sama! I tylko miłość do kogoś, w kim nie powinien się zakochać mogła spowodować taki stan.
- On mnie naprawdę kocha?- poczuła ciepły promyk nadziei.
- Głupia! Myślisz, że pozwolę ci teraz odejść? Niedoczekanie! On opuścił swój świat dawno temu, został wygnany i nigdy już tam nie wróci. Jeśliby postanowił jednak kiedyś się z tobą spotkać, to będzie ostatnie miejsce, do którego się uda! Wiec żegnaj!
           Powietrze wokół Amelii stało się ciężkie, kształty rozmazały się i coś zaczęło ją ciągnąć w stronę innej rzeczywistości.
- Nigdy więcej się nie spotkacie.


            Amelia z wolna odzyskiwała przytomność. Co się z nią stało, gdzie jest? Przypominała sobie wszystko, co się wydarzyło. Znajdowała się teraz w ciemnym, posępnym lesie, wylądowała tutaj po tym, jak tamta czarownica przeniosła ją do niego… Inny wymiar. Z przerażenia odebrało jej dech. Jeśli rzeczywiście miała rację, znajdowała się w innym świecie, bez nadziei na powrót do domu, inaczej nie znalazłaby się tutaj.,, Mogła przecież mnie zabić’’ pomyślała. A tymczasem tylko wylądowała w miejscu bez powrotu…
Zaczęła płakać. Szlochała bez opamiętania w tym ciemnym i pustym lesie. Nigdy specjalnie nie zależało jej na rodzicach, rodzeństwie, przyjaciołach, za domem, jednak teraz, gdy stała przed perspektywą, że więcej ich nie zobaczy, czuła nieopanowaną tęsknotę.
- Hej! Co się stało? Czemu płaczesz?- rozległ się jedwabisty, mroczny głos.
            Amelia odwróciła się, ocierając ręką łzy i zamarła zdziwiona. Stał przed nią najprzystojniejszy chłopak, jakiego w życiu widziała. Miał błyszczące, lekko pofalowane czarne włosy, jego oczy były jak barwy nieba odbijającego się w kryształach zamrożonej wody, a skóra mlecznobiała. Ubrany był zupełnie zwyczajnie, czarne obcisłe dżinsy, glany, bokserka i skórzana kurtka. Jednak Amelia nie gapiła się na niego, lecz na parę wielkich, czarnych kruczych skrzydeł, wyrastających z jego pleców. Była zbyt zszokowana by dać mu odpowiedź.
- Czyli trafiłaś tu przypadkiem? O ile to możliwe…- przerwał.- Nie, jeśli jesteś człowiekiem to w żadnym wypadku nie mogłaś tu trafić. Mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli mówiąc,, tu’’.
            Pokiwała głową.
- Inny wymiar- wyszeptała.- Proszę, pomóż mi się stąd wydostać! Błagam!
            Upadła przed nim na kolana. Chłopak wciągnął gwałtownie powietrze.
- Twoje plecy…- westchnięcie- kto ci to zrobił?
            Wyjął nóż, a ona przejrzała się w jego ostrzu. Z jej pleców wyrastała para orlich skrzydeł.
- Skąd się tu wzięły?- wykrzyknęła przestraszona.- Jak mogę się ich pozbyć? Chcę do domu…
            Znowu zaczęła płakać. Chłopak ukląkł przy niej i położył rękę na jej ramieniu.
- Posłuchaj, mogę ci pomóc, ale masz się uspokoić, rozumiesz?- skwapliwie przytaknęła i otarła łzy.- Nazywam się Daniel, i tak masz się do mnie zwracać. Jak ty się nazywasz?
- Amelia Kwia…- odezwała się, lecz jej przerwał.
- Nazwisko mnie nie obchodzi. A teraz opowiedz mi, co się wydarzyło.
            Amelia opowiedziała mu całą historię najwierniej, jak tylko potrafiła, mając nadzieję, że ten nieznajomy, Daniel, pomoże jej.


- Dobrze, teraz wszystko kapuję- wstał i przeczesał włosy ręką.- Kolejny Strażnik, co? Powinni zrobić jakiś spis nas wszystkich, bo normalnie zwariuję. Ciekawe, od czego jest ten delikwent.
- Strażnik… tak czarownica mówiła o Łukaszu- znaczy Sebastianie!- coś jej zaświtało w głowie.- Też jesteś jednym z nich. Czym tak właściwie jesteście? Ona mówiła, że jesteście nieśmiertelnymi potworami…
            Rzuciła szybkie spojrzenie na jego skrzydła i przypomniała sobie, że ona też takie ma.
- Nieśmiertelne potwory? I to ciebie nazywała głupią?- roześmiał się, choć w jego głosie nie było cienia wesołości.- Trudno wyjaśnić, czym są tak właściwie Strażnicy. Jedno jest pewne- każdy z nas posiada ogromną moc. Jedni są nieśmiertelni, tak jak Sebastian, inni nie, jak ja. Wszyscy mamy skrzydła, ale nie jesteśmy żadnymi aniołami. Każdy z nas jest magiem w innej dziedzinie, nie ma dwóch Strażników ognia. Wymiar, w którym jesteśmy, nie jest jedną krainą. To różne miejsca, które po prostu nie istnieją w świecie ludzi. Niektórzy je tworzą, ale do tego potrzeba niesamowitych zdolności. Wszyscy, którzy są mieszkańcami tego,, drugiego świata’’ przejawiają pewne zdolności magiczne, są tu wilkołaki, czarownice, my- strażnicy, magowie, mutanci oraz wiele, wiele innych.
-Powiedziałem już, że ci pomogę, ale najpierw musisz mi powiedzieć, czego tak właściwie chcesz?
-Jak to?- to ją zaskoczyło.
- Nie mogę ci pomóc, jeśli nie wiem, w czym. Może zacznijmy od najłatwiejszych rzeczy. Chcesz wrócić do swojego świata, tak? Czy mam ci towarzyszyć?
- Tak!
-Ale jesteś pewna, że nie masz najpierw nic do załatwienia tutaj, w tym innym świecie?
- Nie wiem- pojęła, o co mu chodzi.- Nie, nie wiem, czy chcę wrócić. Rozstanie z rodziną może jakoś zniosę, ale życie bez Sebastiana… Prawdę powiedziawszy, odkąd się tu znalazłam, dużo o nim nie myślałam, może z czasem mogłabym zapomnieć? A może… może ty mógłbyś mi doradzić, co powinnam teraz zrobić?
-I to jest najlepsze rozwiązanie- uśmiechnął się uśmiechem tak mrocznym, że zaczęła się zastanawiać, jakim strażnikiem jest on.- Na razie może podsumuję wszystko, czego mogłabyś ode mnie chcieć, nieważne, czy możliwości się wykluczają. A więc: chcesz wrócić do domu, chcesz wieść szczęśliwe życie u boku Sebastiana, ponieważ jest miłością twojego życia, chcesz nie narażać się tamtej czarownicy, chcesz pozbyć się klątwy, którą na ciebie rzucono…
-Zaraz, zaraz. Jakiej klątwy?
-Chyba powinienem wyjaśnić, czemu masz te skrzydła. Widzisz- usiadł na ziemi, opierając się plecami o pień drzewa- wiedźma- chyba kiedyś słyszałem o zombie i czarownicy, nazywa się Salem- chciała cię wysłać w miejsce nieosiągalne dla ludzi, z którego nie mogłabyś się z nikim skontaktować. Pewnie zakładała, że Sebastian, wiedziony miłością do ciebie, zechce się z tobą spotkać, a ponieważ jesteś jego jedyną miłością może mógłby uczynić cię nieśmiertelną. Taki obrót spraw nie podoba się Salem. Dlatego rzuca na ciebie zakazaną klątwę, która przemieni cię w magiczną istotę. Ludzie nie mogą ot tak trafić do drugiego wymiaru, jednak skoro już jesteś jedną z nas, Salem bez problemów otwiera portal i przenosi cię do Lasu Cieni. Zanim sprezentuję ci dalszy bieg wydarzeń, wyjaśnię, na czym tak właściwie polega ta klątwa i dlaczego jest zakazana. Otóż jest to urok, który można rzucić na przeciętnego śmiertelnika i ten zamienia się w magiczną istotę. Osoba taka posiada cechy i moce wedle tego, jaka jest. Oj, głupio to zabrzmiało. Trudno to wyjaśnić- westchnął.- Wyobraź sobie, że ja kiedyś też żyłem wśród ludzi. Mam nadzieję, że widzisz aurę mojej mocy. Jest mroczna, nieprzystępna, samotna i pełna rozpaczy. Ma to odbicie na moim charakterze i sposobie życia. I ta klątwa działa w odwrotny sposób, używa twojej osobowości, by- użyję metafory- dopasować moc, którą otrzymasz do twojego charakteru.
-Rzeczywiście, mimo wszystko nie czuję się z tymi skrzydłami źle- ze zdumieniem przyznała Danielowi racje.- Zawsze pragnęłam być wolna i móc latać, a teraz…
-To jedną rzecz mamy z głowy- uśmiechnął się w charakterystyczny dla niego, ponury sposób.- Nie muszę cię z powrotem zmieniać w człowieka. Co dalej?
-Może na początek dowiem się, czy wszystko, co powiedziała Salem jest prawdą.
-Dobrze. Znam kogoś, kto mógłby ci powróżyć i mieszka całkiem niedaleko stąd.
-A czy ta osoba mogłaby mi wywróżyć odpowiedź na kilka pytań?
-Jak go znam, pewnie da radę, a jak nie da, to ja pomogę. Ruszajmy.


            Daniel zapukał do drzwi chatki. Wyglądała bardzo podobnie do domu Salem, co bardzo niepokoiło Amelię. Stała na polance w lesie, otoczona mrocznymi drzewami, a na ich gałęziach siedziały kruki, posępnie spoglądające w ich stronę.
Drzwi otworzył im młody chłopak ubrany w luźną koszulę i czarne spodnie. Dzikie, zielone spojrzenie, jakim obrzucił Amelię, spowodowało, że odruchowo się cofnęła. Daniel uspokajająco położył dłoń na jej ramieniu.
- Witaj, Dominiku- powiedział władczym tonem- to jest Amelia. Mam nadzieję, że pomożesz jej dowiedzieć się paru rzeczy.
-Wchodźcie- powiedział sztywno Dominik i otworzył szerzej drzwi.
-Dominik jest moim wilkołakiem, nie musisz się go bać- powiedział do niej Daniel, wchodząc do środka.
-T- twoim czym?- zapytała, zerkając w jego stronę.
- Dawno temu pojedynkowaliśmy się i Daniel mnie pokonał- powiedział Dominik, zamykając drzwi- więc teraz muszę być jego lojalnym sługą.
-Aha- Amelia udała, że rozumie, o co im chodzi.
-Mógłbyś nam powróżyć?- zapytał go Daniel.- A dokładniej: jej?
-Co mam zrobić?- zwrócił się do niej, a jego przeszywający wzrok zakłopotał ją. Zebrała się w sobie i wypowiedziała prośbę:
-Chcę się dowiedzieć, czy kilka rzeczy, które opowiedziała mi pewna osoba, to prawda.
-A, więc karty- powiedział i zaczął szukać czegoś w szufladzie.- Coś jeszcze?
-Jeśli wszystko okaże się prawdą to będę miała parę pytań, ale nie wiem, czy możesz udzielić mi na nie odpowiedzi.
-Zobaczy się- usiadł na podłodze i dał jej znać, żeby siadła obok niego.-Ty zadawaj pytania i wyciągaj z talii jedną kartę przy każdym pytaniu.
-Dobrze- wzięła głęboki oddech, starając się uspokoić swoje kołaczące się serce.- Czy to prawda, że Sebastian jest Strażnikiem i jest nieśmiertelny?
            Wyciągnęła szybko kartę z wachlarza, trzymanego przez Dominika. Odwróciła ją i spojrzała na rysunek, jaki przedstawiała. Rycerz w lśniącej złotej zbroi, trzymający miecz i tarczę, z parą złotych skrzydeł złożonych na plecach.
-Magiczna istota- powiedział Dominik.- Karta ukazuje magiczną istotę, więc to prawda. Następne pytanie.
-Czy Sebastian naprawdę mnie kocha?- wyksztusiła z siebie i z zamkniętymi oczami wybrała pierwszą kartę, na jaką natrafiła jej dłoń. Otworzyła oczy. Na karcie widniały dwie dłonie trzymające realistycznie wyglądające, bijące serce, połączone z żyłami i tętnicami zwisającymi od niego.
-Miłość, lojalność i oddanie- Dominik przetasował karty- znowu prawda.
-Czy naprawdę mam szansę na bycie z Sebastianem?- czuła, jak nadzieja rozsadza jej serce. Jednak rysunek na kolejnej karcie nieco przygasił jej entuzjazm- były to rozdroża.- Co to znaczy?
-Masz przed sobą wiele możliwości, przyszłość nie jest jasna- oznajmił.- Karty nie mogą dać ci jednoznacznej odpowiedzi na tak skomplikowane pytanie.
-Dobrze, a zatem ostatnie…Czy istnieje sposób, bym stała się nieśmiertelna?
-Co to za pytanie?- Daniel prychnął kpiąco.
            Lecz ona wpatrywała się już w następną kartę.
-Czarna róża…Co to znaczy?- zapytała cicho, czując jak opanowuje ją strach. Bała się odpowiedzi, jaką otrzyma.
-To oznacza, że ja już nie mogę ci pomóc- zebrał karty i związał je kawałkiem rzemyka.- Musisz szukać pomocy u członków,, ciemnej’’ strony magicznego świata. Nie jest to zakazana magia, nie martw się. Po prostu czary mają różne oblicza, a w tej sytuacji potrzebujesz tych mniej pewnych czarów.
-Lecz jak ja znajdę taką osobę?- jęknęła i rozpacz wzięła górę nad nadzieją.
-Wiesz, jedna nawet przed tobą siedzi- wilkołak uśmiechnął się szelmowsko, lecz uśmiech spełzł mu z twarzy, gdy zwróciła na niego swoje płaczliwe spojrzenie.- Nie, nie ja! On.
-Hej!- Daniel założył ręce na piersi.- Ale to wcale nie oznacza, że jestem w stanie ci pomóc.
-Proszę- łzy wezbrały w jej oczach- jesteś moją jedyną nadzieją!
- Dobra, dobra- powiedział.- Tylko już nie rycz. Weź się w garść, ten świat jest okrutny i nie możesz się rozklejać przy każdej takiej sytuacji!
-Już, już nie płaczę- otarła oczy rękawem i wstała.- Znasz jakiś sposób, by uczynić mnie nieśmiertelną?
-Gdybym znał, to bym ci już powiedział- westchnął.- Ale znam drogi, by go poznać. Będziemy musieli przejść kawałek, ale jeśli wyruszymy od razu, zdążymy do miasta przed porą łowów. Jakby co, to tak nazywamy tutaj noc.
-Mogę iść!- przytaknęła ochoczo i z uśmiechem odwróciła się do Dominika.- Bardzo ci dziękuję, bardzo! Nawet nie wiesz, jak cenna jest dla mnie twoja pomoc!
-Cóż…- uśmiechnął się z zakłopotaniem.- Miło było mi cię poznać, bywaj zdrów Amelio.
-Do widzenia.


            -Mamy problem- powiedział cicho Daniel.- Wokół nas krąży mnóstwo stworzeń żywiących się śmiercią. Najpewniej to ty ich przyciągnęłaś.
-Ja?- na jej ramionach pojawiła się gęsia skórka. W tej chwili rzeczywiście poczuła, jakby jakieś oczy patrzyły na nią z pomiędzy otaczających ich drzew.- Czemu akurat ja? Twoją śmiercią by się nie pożywiły?
-Ja jestem jednym z nich, tylko potrafię opanować moją naturę- powiedział i dodał bardziej zniecierpliwionym tonem- gdybyś się tak nie wlekła, dawno byśmy już dotarli do miasta.
-Jestem tylko człowiekiem- powiedziała, lecz zaraz poczuła rumieniec zakłopotania- znaczy, chyba już nie jestem, ale nie jestem też żadnym nadczłowiekiem, ani nie mam żadnych supermocy!
-Przecież masz, skrzydła to według ciebie niby co? Mogłabyś na nich polecieć, ale wciąż się kształtują i są bardzo słabe, więc taki wyczyn byłby raczej niebezpieczny.
-Będę mogła na nich latać? Rany- poczuła przypływ adrenaliny- jeszcze o tym nie myślałam. Ale będzie super!
-Cicho- w jednej sekundzie przygniótł ją do ziemi- zbiera się ich coraz więcej. Staram się nas ukryć, lecz są zbyt dobrymi myśliwymi. Trzeba będzie walczyć.
-Ale ja nie potrafię- powiedziała tym samym, cichym głosem, co on. Trochę nie podobało się jej, że tak nagle powalił ją na ziemię i poczuła ulgę, gdy wstał z niej.
-Nie martw się, ty nie będziesz walczyć- w jego dłoni zmaterializował się długi, wąski czarny miecz- tylko ja. Spokojnie, dam sobie radę sam. Ty ukryj się tutaj.
            Weszła do wskazanej przez niego dziupli wewnątrz olbrzymiego drzewa. Przerażenie ściskało ją w dołku, lecz starała się tego nie okazywać. Daniel wystarczająco był dla niej niemiły i powinna być mu wdzięczna już za sam fakt, że jej pomagał. Postanowiła też, że będzie się starać zachować odwagę i zimną krew, żeby nie być głupią dziewczyną, która tylko płacze i prosi o pomoc.
Przez otwór dziupli wyjrzała na zewnątrz. Chciała popatrzeć jak walczy ten mroczny Strażnik.
            Stał na środku polany, dzierżąc miecz i szeroko rozpostarłszy skrzydła. Przy drzewach kłębiły się cieniste sylwetki, które podchodziły coraz bliżej. W świetle księżyca zajaśniało białe futro ogromnego wilka stojącego na dwóch łapach, szpony, dziób i pióra, wyszczerzone kły i czerwone ślepia. Każdy z potworów miał w sobie coś ludzkiego, czy to nogi, ludzka sylwetka, twarz, czy palce. Wyglądały jak nieudane połączenie człowieka ze zwierzęciem.
            Wtedy na Daniela rzuciła się pierwsza z bestii. Chłopak odsunął się na bok i w miejscu, w którym stał, legło bezgłowe ciało, zaś łeb kilka metrów dalej. Dopiero wtedy zauważyła, że położenie jego miecza zmieniło się i zdała sobie sprawę, że wykonał ruch.
,, Zdumiewające, poruszył się tak szybko, że nawet nie dostrzegłam żadnego ruchu’’ myślała.
Daniel wykonał swój ruch. Błyskawicznie doskoczył do stojącego najbliżej potwora i kolistym ruchem przeciął jego tułów na pół. Bez sekundy zwłoki odwrócił się i zaatakował kolejnego przeciwnika. Pokonał już pięciu nie otrzymawszy żadnego zadrapania, gdy reszta ośmieliła się i zaczęła nadciągać w jego stronę. W chwili, kiedy dwumetrowy niedźwiedź z głową człowieka zamachnął się na niego łapą, Daniel wykonał nieprawdopodobnie wysoki skok w powietrze, odbił się od głowy niedźwiedzia i wylądował na drugim końcu polany, przy okazji wykonując półkoliste cięcie mieczem, pozostawiającym szkarłatną wstęgę. Wykonał jeszcze kilka podobnych wyskoków i w ogóle cały czas zdawał się nie dotykać stopami ziemi. Wyglądał jak lalka, zawieszona na linkach i poruszana przez osobę na górze.
Do głowy wpadła jej trzeźwa myśl, że to właśnie w taki sposób używa skrzydeł. Przyjrzała mu się dokładniej. Zawsze miał za sobą mnóstwo wolnej przestrzeni, w której znajdowały się jego skrzydła. Podczas walki wykonywał nimi nieznaczne, ledwo widoczne ruchy, jednak to właśnie one sprawiały, że walczył bardziej w powietrzu niż na ziemi.
            Amelia z trudem oderwała się od obserwacji jak to Daniel z gracją baleriny zabija kolejnych przeciwników rozejrzała się wokół. Zrobiło jej się niedobrze, gdy zobaczyła ile potworów zebrało się wokół nich. Zajmowały wszelką wolną przestrzeń, siedząc na gałęziach, latając w powietrzu, ryjąc w ziemi. Było ich za dużo i było pewne, że Daniel nie poradzi sobie z nimi zupełnie sam. Przez głowę jej przemknęła myśl, że może w każdej chwili uciec… Nie. Nie może tego zrobić. Spojrzała na niego. Radził sobie bardzo dobrze, wokół niego leżały martwe ciała, a sam zdawał się być u szczytu swojej wytrzymałości, lecz na jak długo starczy mu sił? Był jej jedyną nadzieją, tylko on mógł ją sprowadzić do domu i pomóc zyskać nieśmiertelność.
            Nagły błysk zwrócił jej uwagę. Wokół Daniela rozprzestrzeniał się ogień, a dokładniej- z jego miecza. Płomienie pożerały jego wrogów, którzy przenosili je między sobą w błyskawicznym tempie, jednak nie tykały Daniela ani roślinności.
            Wtedy zjawili się oni. Ubrani w białe płaszcze niczym duchy, wjechali między potwory na białych rumakach. Było ich trzech, każdy z nich miał kaptur głęboko naciągnięty na twarz. Z ich przyjazdem nieznany, biały ogień zaczął trawić zebraną na zbyt małej przestrzeni, ściśniętą masę wrogów. Już wkrótce nic po nich nie zostało, a oni zsiedli z koni i podeszli do Daniela. Amelia już zaczęła wychodzić z dziupli, gdy zobaczyła harpię, cicho kucającą w cieniu rozłożystych gałęzi tuż obok Daniela. Wpatrywała się w niego głodnym, nienawistnym wzrokiem.
Dziewczyna poczuła przypływ adrenaliny i krew, płynącą w jej skrzydłach. Najdyskretniej jak tylko potrafiła, wyszła z dziupli, niezauważona przez Daniela i trójkę nieznajomych, po czym zaczęła się wspinać po drzewie aż na szczyt. Była pewna swoich skrzydeł tak, jak można być pewnym nóg, na których się chodzi. Bezszelestnie wzbiła się w powietrze, cicho jak cień i tak naturalnie, jakby od urodzenia potrafiła latać. Zatoczyła koło nad głowami stojących na polanie. Harpia wzniosła skrzydła i błyskawicznie zanurkowała, kierując pazury i dziób prosto w odsłoniętą szyję Daniela, odwróconego od niej tyłem. Nie było czasu na myślenie, choć nie tak to sobie wyobrażała. Chciała podejść harpię od tyłu, złapać za szyje, zrzucić z drzewa, unieruchomić i zawołać po pomoc, jednak ona już wykonała swój śmiertelnie groźny ruch. Amelia nie wiedziała, co nią kierowało i jak jej się to udało, lecz zanim się opamiętała już leciała na pełnej szybkości w stronę swojego przyjaciela. Zanurkowała w dół tuż u jego stóp, w ostatnim momencie zawracając w górę, w stronę jego zdziwionej twarzy, z wyciągniętą pionowo ręką i wyprostowanymi palcami, wycelowaną prosto w pierś harpii…
            Po dłoni spłynęło jej coś ciepłego i mokrego. W jednej chwili wytrzeźwiała i zdała sobie sprawę z panującej ciszy, przerywanej odgłosem spadających kropel i cichym szelestem piór.
            Stała na palcach jednej nogi, kolanem opierając się o brzuch Daniela i ciałem tak wysuniętym do przodu, że jej oczy znajdowały się na poziomie jego oczu, a twarz kilka centymetrów od jego twarzy. Dłonią mocno trzymała się jego ramienia, a drugą rękę miała wysuniętą sztywno za niego, a od nadgarstka… Najpierw zszokowała ją dwuznaczność całej sytuacji i pozy, w jakiej się znaleźli, bo po prostu do niej jeszcze nie dotarło. Jednak, gdy przeniosła spojrzenie z jego hipnotycznych, błękitnych oczu na swoja wyciągniętą rękę, z jej ust wyrwał się okrzyk.          
            Jej dłoń od nadgarstka tkwiła w ciele harpii. Dzięki impetowi, z jakim wyciągnęła dłoń i szybkości, z jaką leciał potwór, przebiła ręką ptaszysko na wylot.
            Daniel złapał ją zanim się przewróciła i usadził na ziemi. Oddychała płytko i szybko, w oczach jej ciemniało. Niezdarnie, zbyt szybko chwyciła ciało harpii, które przecież było jej wielkości, próbując uwolnić dłoń. Szarpała ręką, lecz dopiero za trzecim razem udało się jej wyswobodzić dłoń. Poczuła się jeszcze gorzej, gdy ujrzała posokę i fragmenty żywej tkanki, czym była wymazana od czubków palców aż po nadgarstek. Krew spływała w dół, plamiąc jej bluzkę.
-Spokojnie, spokojnie- mówił Daniel uspokajająco- nie patrz na to. Weź kilka głębokich wdechów i spróbuj sobie wyobrazić, że to nie twoja dłoń.
            Mówił zadziwiająco delikatnie i współczująco, co pozwoliło jej się uspokoić. Czuła, jak chłopak ściera fragmenty potwora z jej ręki i była mu za to wdzięczna.
-Jesteś dzielna- powiedziała jedna z zakapturzonych postaci, po czym zdjęła nakrycie głowy. Jej oczom ukazała się piękna złotowłosa kobieta. W jej nieziemskich, tak jasnych oczach, że trudno było określić ich barwę, malował się ogromny podziw.
-Rzadko się zdarza, by tak ludzka istota jak ty zdecydowała się na takie wielkie poświęcenie- oznajmiła tym swoim dobrym głosem.-W zamian za poświęcenie, jakiego dokonałaś, spełnię jedno twoje życzenie.
            Daniel otworzył szeroko oczy.- Jesteś Opiekunką.
-Zgadza się- rzekła.- Wykazałeś się dzisiaj zdumiewającym opanowaniem, gdy pomimo tak wielkiego niebezpieczeństwa, nie przybrałeś swej prawdziwej postaci. Godna podziwu troska o dopiero poznaną dziewczynę, zważywszy na twoje wcześniejsze reakcje.
-O co wam chodzi?- zdziwiła się Amelia.- Kim jest ta Opiekunka? I o czym ona mówi?
-Jako Strażnicy roztaczamy opiekę nad miejscami, osobami lub jakąś dziedziną- powiedział Daniel.- Jesteśmy najpotężniejszymi istotami wśród magów, jednak Opiekunowie są jeszcze potężniejsi. To oni powołują Strażników, dają im moc oraz określają cel, jaki mają do wypełnienia.
-Chyba rozumiem- powiedziała- ale co miałaś na myśli mówiąc, że Daniel wykazał się wielkim opanowaniem?
-Widzisz, moja droga…- westchnęła Opiekunka.- Gdyby chciał, mógłby pokonać ich wszystkich w kilka sekund, jednak wtedy jego natura wzięłaby nad nim górę. Sam mówił ci, że jest tak jakby jednym z potworów, które was zaatakowały. Daniel, jako Strażnik, wykorzystuje magię mroku i cierpienie innych istot. Gdyby wyzwolił je w sobie, stałby się potworem, który niszczyłby i zabijał wszystko, co spotka na swojej drodze. Bywało, że jego destruktywne zapędy powodowały unicestwienie wielu ludzi, miast, a nawet udało mu się zniszczyć jedno z miejsc, które zostały utworzone w drugim wymiarze. Nie widzę powodu, żeby nie zrobił tego tym razem, w tak drastycznej sytuacji, gdy wrogów było aż tylu, a osoba do ochrony tylko jedna, zwłaszcza, że wyzwalanie w sobie mocy sprawia mu ogromną przyjemność. Jednak udało mu się opanować.
-Ten Daniel?- Amelii nie chciało się uwierzyć w zasłyszaną historię.- On naprawdę coś takiego robił?
-Tak i w sytuacji skrajnego zagrożenia zrobiłbym to ponownie- powiedział do niej.- Ale nie, kiedy w pobliżu jest ktoś, kto mnie potrzebuje.
-Wiec, jakie jest twoje życzenie?- zapytała Opiekunka.
-Szczerze powiedziawszy to… nie mam pojęcia- mruknęła w zakłopotaniu.- Czy mogę je wypowiedzieć później?
-Tak. Wtedy wypowiedz głośno z całą swoją siłą woli, czego pragniesz. A teraz żegnaj.
            Cała trójka w jednej chwili zniknęła. Amelia chwiejnie podniosła się na nogi.
-To co, możemy wracać do mojego domu?- uśmiechnęła się do swojego towarzysza.
-Nie.
-Jak to?- zamarła w pół ruchu.
-Możesz już radzić sobie sama, raczej nie planujesz odbywać żadnych niebezpiecznych wypraw ani walczyć z hordą potworów?
-Chyba nie…
-Więc, co teraz zrobisz?
-Myślę, że jak tylko wrócę do swojego świata to udam się do Sebastiana i wyznam mu, co do niego czuję i powiem o moim życzeniu.
-Czemu od razu nie staniesz się nieśmiertelna?
-Niby karty powiedziały, że on też mnie kocha, ale… co jeśli to nie jest tak, jak ja sobie wyobrażam? Nie chcę skończyć jak Salem.
-Widzę, że zmądrzałaś- na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech.- Nim się rozstaniemy, dam ci kilka rad.
-Chętnie przyjmę je od ciebie. Tyle dla mnie zrobiłeś… dziękuję ci za to wszystko.
-Więc teraz uważnie słuchaj. Jak tylko staniesz po drugiej stronie portalu, który otworzę, idź do Sebastiana i zapytaj co naprawdę do ciebie czuje. Potem, jeśli będziesz czuła się bezpiecznie, opowiedz mu wszystko- no, może nie wyjawiaj mu mojego imienia ani mocy, więc w tej sprawie po prostu skłam- a potem…
-Czemu mam mu o tobie nie mówić?- zdziwiła się.
-Wiesz, głupio by było gdybym kiedyś zrobił sobie w nim wroga i o nim zapomniał, lub znał pod innym imieniem. No, ale co dalej. Staraj się trzymać blisko niego i nie pokazywać Salem, żeby jak najdłużej myślała, ze jesteś w drugim wymiarze. Już wkrótce wykształcą się w tobie instynkty bojowe i walka będzie dla ciebie chlebem codziennym, więc będziesz potrafiła się przed nią obronić. Potem radzę skrycie opuścić wasze miasto i przeprowadzić się w miejsce, w którym was nie znajdzie, najlepiej do drugiego wymiaru.
-Jej, ty naprawdę o wszystkim myślisz- uśmiechnęła się- dziękuję ci za to.
-Aha, no i jeszcze jedna sprawa. Jeśli chciałabyś się czasem ze mną spotkać… po prostu przywołaj mnie myślami, postaram się przybyć najszybciej, jak tylko będę mógł.
-A teraz wyczaruję portal, przez który wrócisz do swojego domu. Gotowa?
            Ochoczo skinęła głową.
-No to pa!- wokół niej pojawił się czarny dym.- Uważaj na Salem!
            Czarny dym spowił ją niczym czarny welon, po czym rozwiał się, ukazując jedynie pustkę.
-Zaraz, to imię… Salem… coś mi przypomina- przyłożył dłoń do skroni, próbując przywołać wspomnienie zapomnianej rozmowy.- Chyba dostałem w głowę o raz za dużo, będę musiał zapytać kogoś o to. O Sebastiana zresztą też zapytam.


            Amelia miękko stanęła na ziemi, przy znajomym przystanku autobusowym. Rozejrzała się wokół siebie, trochę, by zlokalizować miejsce, w którym się znalazła, lecz trochę też zdumiona zwyczajnością otaczającego ją świata. Panowała głęboka noc, no tak, przecież to wszystko wydarzyło się tego jednego dnia i nocy. Miała wrażenie, jakby minął conajmniej tydzień, podczas gdy jeszcze w ten wieczór stała na tym samym przystanku.
Przypomniała sobie radę Daniela, by bez zwłoki udać się do Sebastiana. Było zbyt późno, by mogła złapać busa, zresztą pieniądze miała w kieszeni płaszcza, a przecież go zdjęła i powiesiła na wieszaku w domu Salem… Przyszło jej do głowy inne, o wiele bardziej wygodne rozwiązanie. Poruszyła skrzydłami na plecach. Skrzydła są po to, by na nich latać, prawda? A jej już się do tego nadawały, pamiętała jak cudownie poruszały się na polanie, tuż przed tym jak załatwiła tamtą harpię. Wystarczy tylko je wyprostować, tak jak teraz, złapać zimne, nocne prądy powietrza jak robiła teraz, oraz zamachnąć się potężnie… i już leciała.
            Doskonale wiedziała, gdzie mieszka Łukasz Drozd, choć wolałaby nie wiedzieć. Wtedy mogłaby szukać jego domu wśród setek innych, a ten cudowny lot mógłby trwać dłużej. Ale już wypatrzyła czarny dach domu, w którym mieszkał, już siedziała na parapecie okna do jego pokoju… Kiedyś w klasie nauczyciel podzielił uczniów na grupy i każda miała do wykonania inny projekt. W tym czasie znała Sebastiana jedynie z widzenia i nie była w nim zakochana, można by powiedzieć, że była w nim tylko troszkę zadurzona jak zresztą wszystko dziewczyny, które go znały. Był niesamowicie przystojny i sama wtedy przyznawała, że jej uczucie do niego to tylko głupota. Jednak znaleźli się w tej samej grupie, a projekt robili w jego domu. Powiedział, że jego rodziców nie ma domu i nie będą nikomu przeszkadzać. Wtedy go lepiej poznała, a zwykłe zadurzenie przerodziło się w głęboką miłość.
Przeniósł się do jej liceum z innego miasta, nikt go wcześniej nigdy nie widział. Zapewne co kilka lat zmieniał szkołę i nazwisko, żeby się go nikt nie czepiał ani jego młodego wyglądu. Jego rodziców rzekomo nigdy nie było w domu, ale mieszkał z pełnoletnim starszym bratem, ale zapewne nie miał rodziców ani brata, ale kogoś, kto mógłby się pod nich podszywać- tak.
            Delikatnie zastukała w okno, po czym zdała sobie sprawę, że nie było żadnego powodu, czemu nie mogłaby wejść normalnie, drzwiami. Jednak było już za późno, światło w pokoju się zapaliło i ktoś zaczął iść w stronę okna. Skrzydła delikatnie wsunęły jej się pod skórę, gdy tylko pomyślała, żeby je złożyć. Nie wyróżniała się teraz wyglądem od przeciętnego człowieka.
            Zasłona odsunęła się, a ona spojrzała w zaskoczoną twarz Sebastiana.
-Amelia? Co ty robisz na tym parapecie?- dobiegł ją jego przytłumiony głos zza szyby.
            Zarumieniła się. Nie przemyślała, w jaki sposób ma, jak to powiedział Daniel,, wyznać mu miłość’’. Z przestrachem pomyślała, że może wziąć ją za wariatkę.
-Ja… nie wiem, jak by ci to wyjaśnić- zaczęła się jąkać.
-Czyli sama nie wiesz, w jaki sposób znalazłaś się grubo po północy za moim oknem, kucając na parapecie i dobijając mi się do okna?- zapytał z półuśmiechem, otwierając okno.- Wchodź, jest zimno, a ja liczę, że jednak wyjawisz mi, czemu do mnie przyszłaś.
-Dzięki- uśmiechnęła się z ulgą i weszła do środka.
-Usiądź- wskazał jej krzesło, a sam usadowił się na łóżku.- Czy teraz możesz mi wytłumaczyć tą całą sytuację?
-Tak. Bo ja…- szukała odpowiednich słów, lecz nie przychodziło jej nic sensownego do głowy.- Dobra, chciałam ci to powiedzieć najbardziej zrozumiale jak się da, ale nie potrafię.
-Co chcesz mi powiedzieć?- pochylił się do przodu, a jej serce zaczęło szybciej bić.
-Kochamcię- wyrzuciła z siebie.
            Zapadła cisza. Jego szmaragdowe oczy wpatrywały się w nią, a ona powoli zaczynała czuć się głupio.
-Mogłabyś to powiedzieć jeszcze raz?
-Uch… kocham cię.
-Powiedziałaś to tak cicho, że nie dosłyszałem, możesz powtórzyć jeszcze raz?
            Dłonią zakrywał usta, więc dopiero, gdy zobaczyła figlarne błyski w jego oczach zrozumiała, że się z niej śmieje.
-Nie będę powtarzać w nieskończoność!- zerwała się z krzesła i chwyciła poduszkę leżącą najbliżej niej, po czym walnęła nią Sebastiana w głowę, powalając na plecy. Wyraz jego oczu, gdy to zrobiła, usatysfakcjonował ją w zupełności. Te wielkie, zaskoczone zielone oczy. A niech go! i walnęła jeszcze raz.
-Kocham cię! Rozumiesz?
-Tak- jęknął- tylko już tak nie rób, dobra? Ja też cię kocham.
-No- uśmiechnęła się z zadowoleniem, lecz zaraz jej twarz pokrył rumieniec.- Zaraz, co ty właśnie powiedziałeś?
-Że też cię kocham- westchnął, przeczesując potargane włosy i unikając jej spojrzenia- choć nie powinienem ci tego mówić, bo to…
            Nie dała mu dokończyć, bo zamknęła mu usta pocałunkiem. Już rozumiała, co znaczy osiągnąć pełnię szczęścia. Odsunęła się, by zaczerpnąć oddech. Policzki ją paliły, a ręce trochę drżały, lecz czuła się tak wspaniale, jak nigdy.
-Ale…- znów spróbował coś powiedzieć, jednak ponownie go pocałowała. Oddał pocałunek równie gorąco, co ona. Kiedy zabrakło jej oddechu po prostu się do niego mocno przytuliła. Sama nie wiedziała, kiedy znalazła się na jego kolanach. Jego ręce mocno ją obejmowały, a ona wtuliła twarz w jego szyję.
Niechętnie odsunął ją od siebie.
-Kocham cię, naprawdę- powiedział- ale nie mogę z tobą być. Nie wiem, czy od razu mi uwierzysz, ale nie jestem do końca człowiekiem i tak naprawdę nazywam się Sebastian.
-Wiem- szepnęła.- Wiem, ze jesteś Strażnikiem, i że nie możemy ze sobą być, bo ty jesteś nieśmiertelny, a ja nie i nie chcesz mnie ranić. Wiem o tym.
-Skąd?- zapytał zdumiony.
-Cóż, zaczęło się od tego, ze nie przyszedłeś na nasze umówione spotkanie, a ja na ciebie czekałam…
            Wtedy Amelia opowiedziała mu całą historię, przemilczając jedynie to, że chłopak, który jej pomógł, nazywał się Daniel i był Strażnikiem. Kiedy skończyła opowieść, Sebastian nic nie mówił.
-Rozumiesz? W każdej chwili mogę wypowiedzieć życzenie i stać się nieśmiertelna, możemy żyć razem już na zawsze!- powiedziała z radością.
-Tak…- coś w jego głosie ją zaniepokoiło, był taki jednostajny.- To naprawdę wspaniale.
            Amelia odsunęła się od niego. Czuła się jak Czerwony Kapturek, który zaczął się zastanawiać, czy z jego babcia wszystko w porządku. Sebastian siedział ze spuszczoną głową, jakby nad czymś myślał i nawet się nie poruszył, gdy Amelia odsuwała się od niego.
-Hej, wszystko w porządku?- zapytała niepewnie, jednak pomimo niepokoju nie odważyła się podejść bliżej.
-W jak najlepszym!- jego głos pełen był dzikiej, egoistycznej wesołości. Podniósł głowę i spojrzał prosto w jej oczy:- Nie może być lepiej!
-A…aaaa…aaaaaaaaaaaa!!!- Amelia zaczęła krzyczeć. Osoba, która przed nią siedziała nie mogła być jej Sebastianem. Te upiorne, całkiem czarne oczy nie należały do niego. Amelia skuliła się w jak najdalszym kącie pokoju.-Ty nie jesteś nim, nie jesteś nim, nie możesz być nim!
            Podniosła głowę i odważyła się spojrzeć w jego upiorną, spokojną twarz. Nie wyrażała żadnych emocji, zupełnie jak twarz lalki.
-Oddaj mi je.
-Co? O co ci chodzi?- zapytała słabym głosem.
-Życzenie.
-Jak…- pojęła, o co mu chodzi- chcesz, żebym wypowiedziała twoje życzenie?
-Tak. Wtedy będę mógł być z moją panią już na zawsze- na jego ustach zagościł upiorny uśmiech.
-Jaką…- wtedy zobaczyła Salem, powoli wyłaniająca się z cienia za nim.-Coś ty mu zrobiła?!
-No no no, znowu się spotykamy- powiedziała wiedźma. Była teraz w swojej piękniejszej, młodszej postaci.- Miałam nadzieję więcej nie ujrzeć cię na oczy. Myślałam, ze zginęłaś pożarta przez jakiegoś potwora.
            W głowie Amelii zaświtała nagle pewna myśl. Wykrzyknęła tak głośno jak tylko mogła:
-Życzę sobie, aby!…- lecz głos uwiązł jej w gardle. Momentalnie straciła zdolność mówienia.
-Nieładnie- wiedźma odezwała się jej głosem.- Chciałaś zmarnować moje życzenie? Za karę zostaniesz pozbawiona głosu, oddam ci go tylko po to, byś wypowiedziała życzenie, jakie JA chcę usłyszeć.
-Chodźmy- Sebastian wstał, nadal z tym upiornym wyrazem twarzy.-Znam świetne miejsce, gdzie możemy wydusić z niej to życzenie.


            Znaleźli się w środku mrocznego lasu, lecz Amelia w jakiś sposób wyczuwała, że nie był to las drugiego wymiaru. To też pozbawiło ją nadziei na ratunek. Salem zmusiła jej ciało do marszu, choć dziewczyna w żadnym wypadku nie chciała nigdzie iść. Co, jeśli w podobny sposób włoży jej w usta słowa, które zgodnie z jej wolą wypowie? Jednak nie to ją najbardziej przerażało. Bała się tego, co zrobią po tym, jak Salem zyska wieczną młodość i piękno. Ta myśl nie dawała jej spokoju. Wątpiła, żeby zabili ją od razu, gdy straci dla Salem wszelką przydatność, zdawała sobie sprawę jak bardzo wiedźma jej nienawidziła. Co, jeśli zostawi ją przy życiu i karze patrzeć? Od tych myśli chciało się jej wymiotować.
            Czemu Sebastian się tak zachowywał? Czemu, skoro ją kochał, chciał żyć u boku Salem? Czemu nie zapytała, jakim był Strażnikiem? Tyle pytań.
            Nagle wyrosły przed nimi ruiny zamku. Nie wyglądały na zwykłe ruiny zamku, który kiedyś został wybudowany i zburzony, raczej jak coś… nie z tego świata. Kto wie? Może pochodziły z drugiego wymiaru? Może były w jednym z miast, które Daniel zniszczył w amoku? Daniel… Zatęskniła za nim. Był dla niej prawdziwym przyjacielem, kimś, kogo u zwykłych ludzi próżno szukać. Tyle jej pomógł, zaprowadził do wróżbity, chciał zaprowadzić do miasta, obronił ją przed potworami, a ona uratowała mu życie. Te wydarzenia stworzyły jakąś więź między nimi, rodzaj zrozumienia… Tak bardzo pragnęła, by znalazł się przy niej i ją uratował, a potem żeby wytłumaczył jej, co się stało Sebastianowi…
Nie.
Musi nauczyć się działać sama, nie może liczyć na niemożliwą pomoc. Każdy wybór, jakiego dokona będzie jej własnym i to ona będzie odpowiadać za jego następstwa.
            Salem założyła zimny żelazny kaganiec na jej szyję, połączony łańcuchem z kamiennym murem, a dłonie i nogi spętała łańcuchami.
-Teraz wypowiedz moje życzenie- rzekła Salem hipnotycznym tonem, a Amelia poczuła, ze wraca jej głos.
-Nie ma mowy!- wykrzyknęła z uporem. Nie podda się.
-Jak to nie?- wiedźma zdziwiła się.-Powinnaś być pod wpływem moich czarów, jak to możliwe, że na ciebie nie działają?
-A skąd niby mam wiedzieć?- zezłościła się.
-Musi wypowiedzieć życzenie z własnej woli- powiedział Sebastian bezosobowym głosem.
- To życzenie to dar od samej Opiekunki, żadne czary nie zmuszą jej do wypowiedzenia słów, których z głębi duszy nie chce powiedzieć.
-To komplikuje całą sprawę- Salem odsunęła się od Amelii.- Ale w końcu tu waży się moje szczęście, więc nie mam nic do stracenia.
            Pchnęła Sebastiana na drzewo i błyskawicznym ruchem przystawiła sztylet do jego twarzy.
-Przestań!- wykrzyknęła Amelia.
-Salem?- w jego głosie zabrzmiało zdumienie.- Co ty robisz?
-Jak sądzisz, Amelio, czy nasz drogi Sebastian da sobie radę bez jednego oka? Bo ja uważam, że wystarczy mu tylko jedno do patrzenia na mnie- powiedziała kokieteryjnie.
           

Amelia cały ten czas zastanawiała się, kto w tej historii jest tym złym- ona czy Salem? Sebastian dawno temu rozkochał w sobie Salem i Amelia doskonale rozumiała, czemu ta postanowiła oddać swoje człowieczeństwo, by żyć u jego boku. Zdecydowała się na tak wielkie poświęcenie… by usłyszeć, że zrobiła to na darmo. Że jej nie kocha. Jak ona czułaby się na jej miejscu? Czy gdyby w przyszłości spotkała inną dziewczynę, w której Sebastian mógłby się zakochać, czy nie zżerałaby jej zazdrość i zawiść? Czy nie chciałaby się jej pozbyć? Czy nie stałaby się drugą Salem?
Te przemyślenia kłębiły się w niej i sprawiały, że czuła się winna i w jakiś sposób poddała się swemu przeznaczeniu. Jednak teraz zadała sobie pytanie, czy będąc w tak ogromnej desperacji posunęłaby się do skrzywdzenia swojego ukochanego?
            Nie. Nigdy by tego nie zrobiła. Dlatego nie była Salem, była od niej lepsza.
-Mogę mu je wydłubać?- zapytała wiedźma.- Czy jednak będziesz grzeczną dziewczynką?
-Nie, nie wierzę, że mogłabyś mu to zrobić- powiedziała Amelia słabym głosem.
-Doprawdy?- zaśmiała się.- To se popatrz!
            I wbiła ostrze sztyletu prosto w jego lewe oko. Amelia głęboko wciągnęła powietrze. Z ust Sebastiana wyrwał się jęk.
-Nadal nie wierzysz?- i przekręciła sztylet w jego oku.
-Moje…moje oko- jęczał Sebastian, zwijając się z bólu.- Salem…czemu?
-Och, od tego zależy moje szczęście.
            Amelia nie mogła oddychać z przerażenia. Widok cierpiącego Sebastiana sprawiał, że łamało się jej serce.
-Przestań!- wykrzyknęła.- Zrobię to, obiecuję, że zrobię! Tylko nie krzywdź go już, proszę… błagam…
            Salem wyjęła sztylet z pustego oczodołu i oblizała zakrwawioną gałkę oczną, którą teraz trzymała w ręku.
-Czyli jednak możemy się dogadać, co?
            To był jej wybór, to przez nią Sebastian teraz cierpiał. Nie mogła mu sprawić więcej bólu nawet, mimo, że mógł być osobą, której zupełnie nie znała.
Starała się nie patrzeć w jego stronę, lecz słyszała jego jęki i urywany oddech.
-Czego pragniesz?- zapytała złamana.
-Czego? Ha! Chcę być naprawdę nieśmiertelna i wiecznie młoda i piękna!
-Dobrze…
-Tylko nie próbuj żadnych sztuczek- przysunęła się do Sebastiana, a Amelii ścierpło serce- bo na jego ustach zawita wieczny uśmiech.
            To mówiąc włożyła sztylet do jego ust.
-Nie musisz się o to martwić, nie wyrządzę mu już większej krzywdy- odparła z goryczą.
-Życzę sobie, aby Salem była już zaw…- lecz wtedy poczuła, jak coś długiego i ostrego przeszywa jej ramię na wylot. Ból odebrał jej dech w piersiach.
-Dawnośmy się nie widzieli, prawda, moja droga Salem?- ten głos. Poczuła falę nadziei, która zgasła tak szybko jak się pojawiła.
-Hades?- Salem zamrugała ze zdumienia.
-Tęskniłem za tobą- powiedział Daniel, wyciągając miecz z ramienia Amelii. Wyszedł na polanę, a światło księżyca oświetliło jego czarne włosy i lodowate oczy.-Używałaś, podobnie jak ja wtedy, innego imienia, nieprawdaż? Anastazjo?
            Sebastian uniósł głowę, a jego oko zwęziło się, gdy ujrzał nowoprzybyłego.
-Ty…- wciągnął gwałtownie powietrze.
-Miło było powalczyć o rękę naszej drogiej Salem, nieprawdaż?- Daniel uśmiechnął się.
-Ale wybrała ciebie zamiast mnie, co mnie naprawdę baaardzo wkurza.
-O czym ty mówisz?- zapytała Amelia. Ból niemal całkowicie przyćmił jej umysł.
-A, ty- prychnął.- Wiesz, nawet mi nie przeszkadza twoja obecność. Ty możesz wziąć sobie jednookiego, a ja wrócę do mojej ukochanej Salem.
-Jak to- ukochanej?- nie mogła uwierzyć własnym uszom.
-To było dawno temu- westchnął.- Już zdążyłem o tym zapomnieć. Dawno temu rywalizowałem z innym Strażnikiem o rękę pewnej pięknej panny, a nazywała się ona Salem. Jednak wybrała Sebastiana zamiast mnie, co nieco mnie zirytowało. Jednak potem, co zirytowało mnie jeszcze bardziej, skurczybyk ukrył się z nią w świecie ludzi. Więcej już jej nie widziałem, jednak dobiegły mnie potem słuchy, że mój rywal został przeklęty. I w końcu, właśnie dzięki tobie!, udało mi się ich odnaleźć,
            Amelia nie wiedziała czy się cieszyć, czy płakać. Miała jednak przeczucie, że to wszystko nie skończy się dla niej dobrze.
-Salem, proszę, wróć do mnie- wyszeptał do niej.- Nie potrzebujemy jej bzdurnego życzenia, sam mogę je spełnić. Wystarczy tylko poświęcić jej życie- skinął głową w stronę Amelii- a zyskasz wszystko, czego pragniesz. Bo przecież to mnie kochasz, prawda?
-Ale Sebastian…- zaczęła, lecz Daniel nie dał jej dokończyć.
-On mnie nie obchodzi- i nawet nie spojrzawszy w jego stronę, przeszył jego ciało mieczem.
            Czas się zatrzymał dla Amelii. Patrzyła, jak bezwładne ciało jej ukochanego powoli osuwa się na ziemię, jak ziemia wokół niego zabarwia się karmazynem, szkarłatne rozkwitające kwiaty. Nie wiedzieć czemu łzy nie chciały płynąć i jedynie czuła dziwne odrętwienie i pustkę wewnątrz siebie.
-Już go nie ma, prawda?- Daniel zaśmiał się lekko.- Możesz wybrać tylko mnie.
            Ciało Amelii zaczęło wypełniać jakieś gorące, płonące uczucie. Rozpalało ją do trzonu jej jestestwa i doprowadzało do amoku.
 Nienawiść.
-To co, mogę już ją zabić?- wskazał za siebie, na odrętwiałą Amelię.
            Nienawidziła go.
-To stało się zbyt szybko…nie wiem- szepnęła zszokowana Salem.- Sebastian…on naprawdę nie żyje?
-Martwy już bardziej być nie może- westchnął teatralnie.- Ale jeśli potrzebujesz zapewnienia…
            Wyciągnął miecz z ciała Sebastiana i z szaleńczym śmiechem przebił go jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze. Wyglądał jak ktoś, kto naprawdę cieszy się z tego, co robi.
            Tak bardzo nienawidziła go.
W końcu przestał dźgać jego ciało i rzucił miecz obok. Teraz z kolei zaczął kopać zwłoki.
            Tak, z pewnością nigdy mu nie wybaczy. Zemści się, chodźmy była to ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu.
 W jednej chwili krępujące ją łańcuchy zniknęły. Powoli podniosła się i złapała za skaleczone ramię. Następnie, pomimo bólu, zaczęła iść w stronę Daniela. W stronę miecza, tak niedbale rzuconego w jej stronę.
-Dobra, teraz możemy zabić tę smar…- szkarłatna klinga miecza wyłoniła się z miejsca, w którym powinien mieć serce.
-Boli? Mam nadzieję, że tak- powiedziała obojętnym głosem i przekręciła ostrze w jego ciele.- Miałam cię za przyjaciela, myślałam, że chcesz mi pomóc… Jak mogłeś mnie tak perfidnie zdradzić, co? Jak mogłeś?! Myślałam, że mogę na ciebie liczyć! Co ty na to? Co?
            Milczał.
-Czemu nie udzielisz mi odpowiedzi?- dociekała. Szok na twarzy Salem wzbudził w niej dziką radość, lecz jego przedłużające milczenie denerwowało ją.- Gadaj!
-Nie mogę.
-Niby czemu nie możesz?
-Bo nie potrafię.
-Salem!- odwróciła się, słysząc ten głos. Z mroku drzew wyłonił się… drugi Daniel.
-Co tu się dzieje?- w głosie wiedźmy zabrzmiała panika.
-Stworzyłem sobie drugie ciało i przeniosłem się w nie, gdy Amelia przebiła mnie mieczem.
A teraz chodź ze mną, ta dziewczyna już się nam nie przyda, znajdziemy sobie inną ofiarę.
-Czemu już się nam nie przyda?- zapytała wiedźma.- Przecież przed chwilą jeszcze mówiłeś, że w zamian za jej życie możesz spełnić życzenie.
-Cóż…nie, kiedy zabiła kogoś. Dusza musi być czysta.
-Ach… Tylko najpierw ją zwiążę, żeby nie ruszyła naszym śladem.
-Byle szybko.


            I tak Amelia tkwiła przywiązana do muru w towarzystwie jedynie dwóch trupów. Zastanawiała się nad słowami Daniela. Nie miała pojęcia, jak Salem mogła kupić taką bzdurę i zupełnie nie wiedziała, co się dzieje, ale cieszyła się, że jest w miarę bezpieczna.
-Słuchaj, wiem, że mnie nienawidzisz i tak dalej, bo zabiłem twojego chłopaka…- odezwały się zwłoki Daniela- ale mam do ciebie małą prośbę. Możesz nie…
-Aaaaaaaaaaaa!- zaczęła krzyczeć.
-…krzyczeć?
            Zamilkła, zdając sobie sprawę jak głupio się zachowała.
-Czemu z powrotem przeniosłeś się w to ciało? I to w ogóle możliwe, skoro jest martwe?
-Heh, nie do końca- usiadł i strzelił kostkami.- Po pierwsze: wcale nie jest martwe. Po drugie: Daniela nigdy tu nie było.
-To kim ty jesteś?
            Cisza. Słychać było jedynie strzelanie jego kości, gdy się podnosił.
-I kim jest Daniel? Kim w ogóle obaj jesteście?
-To skomplikowana relacja, nie powiem.
-Wybacz, że zadam takie głupie pytanie, ale zamierzasz zrobić mi coś złego?
-Nie, nie zamierzam. A, i sorry za tamto- no wiesz, ramię.
-Ot tak przepraszasz?- narastała w niej wściekłość.- Więc po co w ogóle to zrobiłeś? To nie jest jak złamanie lizaka, kiedy wystarczy tylko powiedzieć,, przepraszam’’.
-Ta, no wiem, ale musiałem- westchnął.- A ty musiałaś tak kręcić we mnie tym mieczem? Ja starałem się być jak najbardziej delikatny i nie uszkodzić ci nic ważnego! A tu proszę: serce, płuca, tętnica i… nawet nie mam pojęcia jak to się nazywa. Nie spodziewałem się po tobie takiej brutalności!
-Więc jakim cudem chodzisz? Jak możesz żyć, skoro przebiłam ci najważniejsze organy?
-E?- zdziwiło go to pytanie.- Mnie nie tak łatwo zabić. Podobnie jak wiedźmę- i to zombie. Jedyny sposób to wyrwać jej serce z piersi i spalić ciało. I to zakładał od początku nasz plan, ja bym wyciachał serducho, a Daniel podpalił od tyłu i byłoby po problemie! Ale ty musiałaś wcisnąć swoje trzy grosze…
-Nie mogłam pozwolić na taką profanację zwłok!- wykrzyknęła.
-Słuchaj, nie mam czasu na pogaduszki. Muszę lecieć i szukać po krzunach Daniela, a to się może zejść. Ech, po tym wszystkim kurtka będzie do wyrzucenia…
            Zwiesił głowę, przygnębiony tą myślą.
-Zabierz mnie ze sobą!- powiedziała.- Uwolnij mnie!
-Nie mogę, ty musisz zostać z nim- wskazał gdzieś, gdzie powinno leżeć ciało Sebastiana.- Kiedy się obudzi będzie wściekły, zwłaszcza, że Salem go teraz nie kontroluje. Jakby wiedziała, co to znaczy zabić Strażnika!
-Ja doskonale wiem- rozległ się chłodny głos Sebastiana. Sobowtór Daniela powoli się odwrócił, skupiając wzrok na ostrzu katany, przytkniętym do jego szyi.
-No proszę, też mamy miecz- powiedział spokojnie.
-Sebastian!- radość wypełniła jej serce, czuła się jakby wróciła do życia.- Ty żyjesz!
-Natychmiast ją uwolnij- powiedział tym samym głosem.
-Już się robi- westchnął niby-Daniel. Pstryknął palcami i łańcuchy opadły.
-Nic ci nie jest?- zapytał z troską Sebastian.
-W miarę w porządku- dotknęła obolałego ramienia.- Nie licząc tego…
-Jeszcze się za to zemszczę. A teraz, ty- dźgnął niby-Daniela w szyję czubkiem miecza- zaprowadzisz nas do tej wiedźmy.
-To nie jest najlepszy pomysł- uśmiechnął się złowieszczo.- Ona w każdej chwili może przejąć twoje ciało. Dlatego się tu znaleźliśmy.
-Wiem. Ale tym razem nie pójdzie jej tak łatwo.


            -Hej wszystkim!- zawołał radośnie Eryk, wychodząc spomiędzy drzew, a za nim Sebastian, trzymając klingę miecza na jego szyi. Danielowi zrobiło się źle. Czy ten idiota nie mógł dopilnować, aby wszyscy zostali tam, gdzie polegli? I tak było wystarczająco źle, gdy Amelia rzuciła się na Eryka z mieczem i on musiał interweniować. Gdyby nie to, wszystko poszłoby gładko.
Gorączkowo zastanawiał się z Erykiem nad jakąś wymówką.,, Ja się tym zajmę’’ powiedział.
-Salem, uważaj, to oszust!- wykrzyknął Eryk, wskazując na Daniela. Naprawdę. Nie mógł wymyślić czegoś lepszego?
-Przecież wy nie żyjecie- zdziwiła się Salem i zwróciła się w stronę Daniela.- Czuję się oszukana.
-On nie jest prawdziwym mną, to ja jestem Hades!- kontynuował Eryk, nadal tkwiąc na muszce Sebastiana, którego idiotyzm całej sytuacji najwyraźniej pozbawił władzy nad ciałem.
-Był w zmowie z Amelią, by zabić mnie i zająć moje miejsce u twego boku.
            Kłamstwo powoli nabierało kolorów.
-Powiedzmy, że ci wierzę- pstryknęła palcami i uwięziła Daniela w magicznym okręgu.,,Wspaniale!’’, posłał Erykowi myśl pełną wściekłości i przekleństw. Gdyby teraz mieli kłopoty on nie mógł nawet ruszyć palcem.
-Tylko wiesz…- wiedźma podeszła do Eryka.- Mimo wszystko nadal wolę Sebastiana.
            W jednej sekundzie nałożyła na niego zaklęcie unieruchamiające. Niedobrze.
-Ty też mnie kochasz, prawda?- zwróciła się z uśmiechem do Sebastiana, a Daniel dostrzegł aurę jej zaklęcia, gdy spróbowała przejąć jego ciało. Nie, nie przejąć…
,,To klątwa’’ powiedział w myślach do Eryka.
,,Myślałem, że tylko przejmowała jego ciało’’ odparł Eryk.
,,Najwyraźniej wykorzystuje do tego zaklęcie’’.
,,Wiesz, myślę sobie… a może to ta klątwa jest powodem, dla którego wygnano go z drugiego wymiaru?’’.
,,Możesz mieć rację. A to znaczy, ze cała sytuacja jest jeszcze gorsza niż myśleliśmy. Teraz naszym priorytetem nie jest pomoc Amelii. Teraz musimy uratować innego Strażnika’’.
,,A plan masz?’’ w jego myślach wyczuł sarkazm.,, Bo ja tylko Amelię, siedzącą na drzewie’’.
,,Może mogłaby nas uwolnić?’’.
,,,Postaram się zwrócić na siebie jej uwagę tak, żeby wiedźma nie dowiedziała się o jej obecności’’.
            Cała ta konwersacja trwała tylko kilka sekund.


-Nie… nie dam się opętać tym razem- widać było, jak Sebastian walczy z klątwą. Amelia nie mogła na to patrzeć, ale musiała obserwować całą sytuację, by,, w razie kłopotów pomóc im’’ jak niby-Daniel szepnął jej do ucha. Jakby mogła cokolwiek pomóc.
-Nic ci z tego nie przyjdzie!- wykrzyknął Daniel. W jakiś sposób potrafiła ich rozróżnić.
-No właśnie- dodał ten drugi.- Nie spełnimy już dla ciebie żadnego życzenia, a dziewczyny też nie masz!
            Właśnie, życzenie! Może go użyć! Ale…do czego tak właściwie? Spróbowała wymyślić coś, lecz nic nie przychodziło jej do głowy.
-Zrobienie tego teraz, byłoby marnotrawstwem- przez chwilę miała wrażenie, jakby niby-Daniel zwracał się prosto do niej, lecz jego oczy były utkwione w Salem. Zrozumiała, że mimo wszystko, on rzeczywiście zwracał się do niej.
-Co masz na myśli?- zapytała Salem.
- Możesz puścić go wolno i wtedy pewnie Amelia się z nim spotka. To najszybszy sposób na odnalezienie jej. Sama pomyśl… jeden ruch i sytuacja obróci się na twoją korzyść.
            No właśnie, gdyby tylko zdołała go uwolnić… Zaczęła się przesuwać w stronę Daniela, a wiedźma podeszła do niby-Daniela jeszcze bliżej.
-Nic prostszego, po prostu rób, co mówię- kontynuował a Amelia cicho zeskoczyła z drzewa.- Podejdź do niego i jedynie go uwolnij. Tylko tyle. Sam będzie wiedział, co robić.
-Po co mi to mówisz?- zapytała Salem.
-Tobie? A kto powiedział, że mówię do ciebie?- zaśmiał się w chwili gdy dłoń Daniela przebiła jej ciało na wylot, trzymając serce z drugiej strony. Wiedźma wzięła chrapliwy oddech i kaszlnęła krwią, która poleciała w stronę okręgu, który więził niby-Daniela. Wystarczyło tylko tych kilka kropel, podobnie jak lekkie zatarcie stopą granicy, jak to zrobiła Amelia, by go uwolnić.
-A, i jeszcze jedno- powiedział, podchodząc do Salem i kładąc rękę na jej ramieniu.- Mogłabyś przestać nazywać mnie niby-Danielem? Nie jestem jego żadnym klonem.
            Patrzył prosto w stronę Amelii, gdy z jego ręki buchnęły płomienie, w jednej chwili obracając wiedźmę w proch.
-Czytasz moje myśli?- zapytała zaskoczona Amelia.
-Nadajesz tak głośno, ze nie da się ich nie słyszeć- wytarł dłoń o dżinsy i założył ręce na piersi.- Wystarczy mi tylko,, Eryk’’.
-Nie mamy czasu na gadanie, on potrzebuje pomocy- powiedział Daniel, klęcząc przy bezwładnym ciele Sebastiana. Amelia natychmiast podeszła do niego i opadła przy jego boku.
-To działanie klątwy, którą dawno temu rzuciła na niego Salem. Dzięki niej mogła w każdej chwili kontrolować jego ciało, jednak teraz, gdy już jej nie ma, klątwa pożera jego moc. Gdy skończy, stanie się zwykłym śmiertelnikiem i umrze.
-Tu nie pomoże nawet nasz dar uzdrawiania- rzekł zmartwiony Eryk.- A nie mamy czasu.
-Życzenie…nadal mogę je wypowiedzieć-powiedziała cicho.
-Dla niego? Błagam cię- zaśmiał się Eryk.- Przecież jak umrze to już nie będziesz w nim zakochana, będziesz wolna i szczęśliwa, a życzenie przepuścisz na mnóstwo kasy i jakieś fajowe moce.
-Wiesz co?- zagadał Daniel grobowym głosem.- Czasem naprawdę mam ochotę cię zabić.
-Zrobię to- powiedziała Amelia zdecydowanie.- Życzę sobie, aby klątwa, która zabija Sebastiana została zdjęta i żeby zniknęły wszystkie jej skutki!
            Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Nagle poczuła słodki, miodowy zapach i wokół Sebastiana uniósł się złoty pył, który wdarł się pod jego powieki i zniknął. Eryk obserwował to z narastającym zdumieniem.
-Ty to wybrałaś sobie niezłego skilla- westchnął.- Zdejmowanie klątw, ech… Przyda mi się taka znajoma.
            Sebastian zamrugał i otworzył swoje jedno oko. Amelia ze łzami radości rzuciła mu się na szyję, a on objął ją ciepło.
-Twoje życzenie…- powiedział.- Uratowałaś mnie. Dziękuję ci za to, ale…już nie możesz być nieśmiertelna.
-To nic- powiedziała z radością.- Karty wywróżyły mi, że mam szukać pomocy u istot ciemności, znajdę sposób.
-Ekhm.
            Spojrzeli na Daniela i Eryka. Sebastian wciągnął gwałtownie powietrze.
-Wy…-zaczął z wściekłością.
-Znasz ich?- zdziwiła się Amelia.
-Jak można ich nie znać? To dwa najcięższe przypadki w całym drugim wymiarze!
-Wiesz Amelia, ostatnio zapomniałem ci o czymś powiedzieć- westchnął Daniel.- Eryk jest moim…
-…starszym!…
-…bratem bliźniakiem.
-Że co?- nie mogła uwierzyć własnym uszom.
-Mamy podobne moce i możemy czytać w swoich myślach. No i... obaj jesteśmy istotami ciemności.
-Więc mam coraz większe szanse na zyskanie nieśmiertelności!- ucieszyła się.
-Nie do końca. Okłamałem cię. Znam sposób na uczynienie kogoś nieśmiertelnym.
-Ja i Daniel, jeśli połączymy nasze moce, możemy tego dokonać- powiedział Eryk.
-Jest tylko jedno,, ale’’…- Daniel odwrócił wzrok i na jego policzkach pojawiło się coś na kształt rumieńca.
-Przyznaję, to byłoby dziwne, ale też niesamowicie ciekawe- westchnął filozoficznie Eryk.
-Co to za,, ale’’?- zapytała zaniepokojona.
-Żeby uczynić cię nieśmiertelną, musimy połączyć się z tobą więzami krwi.
-Chyba przeżyję to- stwierdziła.
-Wspaniale! Więc na co czekamy?


            Amelia siedziała na kamieniu, a Eryk i Daniel po obu jej stronach. Ich ręce były związane czerwoną wstęgą. Czuła się dziwnie, siedząc tak blisko nich. Sebastian podał im sztylet i Daniel bez wahania ciął swój nadgarstek. Krew wezbrała i spłynęła falą po jego ręce, kapiąc na kamień pod ich stopami. Eryk tym samym nożem powtórzył jego ruch.
-Nie bój się- powiedział delikatnie Eryk.-Postaram się nie zadać ci więcej bólu, niż to potrzebne, ale na chwilę stracisz przytomność, kiedy twoja krew połączy się z naszą.
-Dobrze- wzięła głęboki oddech. Wiedziała, co ma teraz nastąpić i bardzo się denerwowała.
            Eryk zakrwawionym sztyletem wyciął na jej skórze tajemniczy symbol. Poczuła jak jej ciało opanowuje jakiś dziwny ogień i straciła przytomność, wpadając prosto w otwarte ramiona Sebastiana.


            Powoli rozchyliła powieki. Patrzyła w lśniące szczęściem jedno oko Sebastiana.
-Witaj ukochana.
-Witaj, siostrzyczko- Daniel i Eryk zgodnie się uśmiechnęli.


Mam nadzieję, że się wam podobało, o ile przetrwaliście do końca. W następnym poście napisze parę słów odnośnie niego, bo ten jest już ciut za długi.