sobota, 7 czerwca 2014

NIE ŻYJĘ...?

Witam wszystkich :3 Jak widać, tego posta pisze właśnie zombie. To straszne, jak dawno tu pisałam. Obawiam się, że zakładanie drugiego bloga, konta na DA i strony na facebook'u nie sprzyja zbyt kreatywności i rozwijaniu się. Kompletnie nie mam o czym pisać. Wszystko, o czym tu bym napisała, i tak znajduje się już z pewnością na abstracttwins.blogspot.com lub facebook'u/DA. Może będę tu czasem coś zamieszczać, ale to, że ten blog jest blogiem umarlaka, to już rzecz pewna. Cóż, może by tu coś naskrobać co ostatnio się u mnie dzieje...
O, ważna rzecz! Zaczęłam się tak jakby przepoczwarzać [w sensie przepoczwarzam się z motyla w poczwarkę czy coś w ten deseń]. Jak by nie było, staram się zachowywać jak dziewczyna. W ostatnim tygodniu, gdy szykowałam się do szkoły, robiłam sobie warkocz [zamiast siedzieć na dupie i czytać mangi, a to, że miałyśmy przez 4 na 5 dni szkolnych na 8:50 to już inna bajka], wczoraj po południu coś mi strzeliło i nawet zakosiłam mamie tusz do oczu i maznęłam nim po rzęsach [trzeba już się uczyć malować!]. Z natury i tak mam dosyć długie i czarne rzęsy, ostatnimi razy, jak próbowałam, były kosmicznie długie i brudziły mi okulary [cóż za tragedia, trzeba z tym iść do Trudnych Spraw].Poza tym praktycznie całe popołudnie łaziłam po domu w spódniczce [prawdziwej, z falbankami!], którą zmieniłam na dżinsy tylko, gdy wyszłam wieczorem na dwór [oł je!, taki nołlajf jak ja wyszedł wieczorem a dwór i to na spacer]. W tym wszystkim zakosiłam mamie koturny i łaziłam w nich po domu, żeby potem nie łazić w butach na obcasach jak koń - gdy byłam w zeszłym tygodniu u babci i poszłyśmy do kościoła, jedna dziewczyna była w koturnach [na dodatek była ze swoim chłopakiem] i tak szkaradnie łaziła, że głowa mała. Zwieńczeniem dnia było użycie prawdziwej i jak najprawdziwszej odżywki do włosów [a konkretniej: dwóch].
Ja się zaraz załamię...
Historia z innej beczki: mamy kocięta. Tak gdzieś od 10 maja. Zaraz, jeszcze tu o tym nie pisałam... .No to będzie długi akapit.
Dawno, dawno temu, żyły sobie w pewnym domu trzy koty: Szarusia, Węgielka i Puszek. Węgielka i Puszek byli dziećmi Szarusi, Węgielka z pierwszego miotu Szarusi a Puchon z drugiego. Pewnego kwietniowego dnia ich właścicielka, Julia, zauważyła, ze Szarusia styła się wręcz potwornie. Dziewczynka oznajmiła więc z głupią miną "Ona jest w ciąży!". Łaziła potem wokół kocicy na paluszkach, robiła zamieszanie wokół niej. I nagle, pewnego majowego piątku, Julia zauważyła, że Szarusia schudła - zauważyła to, gdy kocica przechodziła przez przerwę w drewnianej balustradzie [ok.10 cm], przez którą we wcześniejszych tygodniach już nie mogła przeleźć. Zdumiona i zachwycona tym zjawiskiem [przechodzeniem przez przerwę w drewnianej balustradzie] Julia oznajmiła "Ona urodziła!". Julia pobiegła więc do taty, żeby poszedł do Jaskini Ciemności i Prawdziwego Zła - suteryny, gdzie to Szarusia już trzy mioty urodziła w pewnym wielkim pudle. Jaka była jej rozpacz, gdy tata wszedł, zajrzał do wielkiego historycznego pudła, miejsca narodzin tylu już kociąt i, drapiąc się w głowę, powiedział "No nie ma ich". Julia i Paulina [jej siostra, która cały czas pałętała się z tyłu opowieści] prawie się popłakały, na szczęście w bezpiecznej odległości minimum 10 cm od progu suteryny. Potem tata pędem leciał na zakupy, i tyle go widzieli. Wtedy to w głowach dziewczynek zrodził się mroczny plan. "Przecież kocięta na bank tam powinny być, nawet Szarusia drapie do drzwi suteryny". Wtedy to dziewczyny zrobiły najodważniejszą rzecz w swoim życiu - weszły do suteryny.
Suteryna znana jest z tego, że mieszka tam prawdziwe Zło. Pająki. Dziewczynki, zlane zimnym potem, widzące oczyma duszy kosmate odnóża spacerujące po ich głowach, przekroczyły próg Siedziby Zła. Ostrożnie podeszły do wielkiego pudła, zapaliły zapajęczynionym wyłącznikiem światło, i w migocącym świetle ujrzały cztery drobne sylwetki, tulące się do Szarusi.
No i tyle, jeśli idzie o spostrzegawczość naszego taty. Pochylał się nad pudełkiem, zaglądał do środka i ich nie zauważył -.-' . Potem obiegałyśmy się tam więcej niż w ciągu całego naszego życia. Miałyśmy wtedy 7 kotów. Jednakże, zapomniałyśmy o Węgielce, która, nie chcąc być gorsza od matki, urodziła tydzień później trzy kocięta plus jedno martwe :(
I tu zaczyna się mroczna część. Gdy przyszłyśmy zabrać martwe kociątko, okazało się, że... zniknęło. nigdzie go nie było. pomyślałyśmy wtedy, że to kocice je gdzieś wyniosły. Węgielce zostały jeszcze trzy: rudy i dwa czarne. Jednak następnego dnia, gdy przyszłyśmy do suteryny, okazało się, ze w nocy zniknęło kolejne ŻYWE kociątko - to rude. Zmartwiłyśmy się, myślałyśmy, że zdechło. Ale następnego dnia zaginęło trzecie kociątko, a Węgielce został już tylko jeden kotek. Zostałoby to zagadką do końca życia, gdyby nie nasza spostrzegawczość i Wielki Wiarus [nasz pies, jakby co]. Już wcześniej widziałyśmy, że w drugim pomieszczeniu suteryny jest coś rozwalone. [uwaga, jak ktoś nie lubi makabry niech lepiej tego nie czyta]. Myślałyśmy, że kocice przyniosły jakieś mięso albo zagryzionego ptaka, bodajże kreta. Ja prawdę mówiąc myślałam, że przyniosły jakieś MIĘSO - tak to wyglądało. Czerwone mięso, rozbebeszone na środku suteryny. Ale gdy zginęło trzecie kociątko, podeszłyśmy zobaczyć, cóż to jest. Rozwalone, czerwone... I wtedy zobaczyłyśmy TO. Malutką łapkę, leżącą oderwaną obok jakiejś czerwonej masy. Już nie było wątpliwości co to jest,a raczej czym było. Rycząc, pobiegłyśmy do taty i zawołałyśmy go tam. Jak zobaczył, co zostało z kociątek, nieźle zaklął. Od tamtej pory kocięta na stale nocują w naszym pokoju, kocice już się przyzwyczaiły do nowego domu. Niemniej, to nie koniec tej historii [Jakby co, to wszystko wydarzyło się naprawdę]. Jakiś tydzień, dwa tygodnie później, wieczorem Wiarus zrobił aferę. Tata nam powiedział, że Wiarus zagryzł kunę. Pobiegłyśmy z latarką ją zobaczyć i zobaczyłyśmy, że to najprawdziwsza kuna - jeszcze dychała. Tata zakrył ją skrzynką, przez noc zdechła i rano ją wyrzucił. To wyjaśniło wszystko. Wcześniej łamałam sobie głowę, co zrobiło to kociętom Węgielki. No i wszystko jasne. To była kuna, która jakimś podziemnym przejściem przelazła do suteryny. Dzielny Wiarusek, zagryzł gada :3
No i się skończyło. Obecnie w pokoju mamy koniec świata, bo kocięta wyłażą z pudełka - to znaczy, tylko te Szarusi, kotek Wegielki [nazwałyśmy go Miu, ze względu na jego sposób miauczenia] jest jeszcze za mały. Kocięta Szarusi wabią się Pieszczoch, Księżniczka, Szelma i Śpioch. No i dam parę przedwczorajszych zdjęć:

Śpioch. Nazwałyśmy go tak, bo gdy był mały, dużo spał. On jest taki mój <3


Szelma - jest przeurocza, prawda? ^^ Zawsze się rozbija po reszcie i ich bije, dlatego "Szelma"


Księżniczka - przepiękna, prawda? Na początku strasznie wrzeszczała, gdy brało się ją na ręce, ale już się uspokoiła i nawet czasem łazi za mną po pokoju.


No i pieszczoch. Na początku miał być Rudy, ale jest pieszczoch. Zawsze, gdy Szarusia jest w pudełku, łazi do niej "dać buzi". Często też daje się Szarusi umyć. On jest taki pieszczoch do mamusi <3


No i Miu - jest młodszy o tydzień, więc jest nadal trochę łajzowaty. Ale już m się  formuje łepek i uszka. On to jest hardkor w ogóle. Nie mogłyśmy się doczekać, aż kocięta otworzą oczy. Czekałyśmy, czekałyśmy i nic. Wreszcie otworzyły -nie po kolei, po jednym oczku, nie do końca. Raz biorę go na ręce, jakieś dwa dni po tym, jak ostatnie z kociąt Szarusi otworzyło oczy - i się na mnie patrzy bobas! Hardkor dwa dni po kociętach Szarusi otworzył oczy, mimo, ze jest młodszy o tydzień. W ogóle, mama spekuluje, że jest synkiem takiego puszystego kota, który też jest na naszej ulicy, i mama ma nadzieję, że będzie miał taką fajną, długą sierść.
No i w sumie tyle o nich. Już latają po pokoju, odkurzają wszystkie zakamarki, więc trzeba uważać, żeby na nie nie wdepnąć.
No i mówiłam, że będzie długi akapit...


sobota, 3 maja 2014

DZIEŃ DOBRY!

Wiem, niesamowite, ale żyję. Ci, którzy obserwują nasze strony na DA, pewnie ogarnęli już, że gdzie indziej jesteśmy bardziej aktywne. Tu napiszę parę bzdetów i wstawię jakąś pracę.
Hmmm, co by tu napisać... Zero pomysłu >.<
O wiem! Chce ktoś zamówienie? ^^ ... ... ... ...
Taa... bardzo zabawne, uważaj Julciu bo ktoś ci jeszcze zleci zamówienie... Ale jeśli ktoś by chciał, żeby mu coś narysować [najlepiej kogoś], niech pisze w komie albo na gargulica@gmail.com lub też juliapec2000@gmail.com. Grrr, to już tyle mojej weny pisarskiej.


 I na osłodę posta w ostatniej chwili wymyśliłam, ze wstawię zdjęcie, które znalzłam na facebook'u. Przeróbka Free! na Mekaucity Actors [wszystkim gorąco polecam!].  Kido=Haru, Seto=Makoto, Kano=Rin, Momo=Nagisa, Marry=ta ich nauczycielka Ama, Shintarou=Rei, Hibiya=Nitori, Takane=Gou, Haruka=Mikoshiba czy jak mu tam było.

Oryginał xD




piątek, 2 maja 2014

ANIME HAIKYUU!

No hej, dawno coś tutaj pisałyśmy. To dlatego, ze oprócz tego bloga prowadzimy drugiego, konto na DA i stronę na facebook'u, chodzimy na Orlik grać w siatkówkę, rysujemy i włóczymy się po okolicy. No właśnie, co do tej siatkówki... niegdyś znienawidzony sport stał się moją pasją( nie żeby poprawiła się moja gra, ale...). Stało się tak, odkąd zaczęłyśmy oglądać aktualnie wychodzące sportowe anime o siatkówce. Dobry shounen, bez super-deformsów, polecą czasem żarciki, a główny bohater... jest przeuroczy!<3 No to pora na krótki opisik.
Shoyo Hinata będąc małym dzieckiem pokochał siatkówkę. Jednak gdy poszedł do gimnazjum okazało się, że nie ma tam drużyny siatkarskiej. Tak więc zawsze grał sam jeden, przy czym skoncentrował się na odbijaniu piłki. Gdy tylko miał wolną chwilę z przyjaciółmi i piłkę pod ręką prosił ich, aby mu wystawili( na pewno z wuefu wiecie co to wystawa). Podsumowując- przez całą gimbazę tylko odbijał i atakował, a że koledzy wystawiali mu te piłki to w prawo to w lewo, był bardzo szybki i wyrobił sobie niesamowity wyskok. W końcu udało mu się zebrać kilku chłopaków do ''drużyny'' i miał grac mecz, od którego zależało czy będą w drużynie siatkarskiej, czy nie. Niestety, jego marzenie zostało zmiażdżone przez przeciwników, m.in. niejakiego Tobio Kageyame( oraz jego kolegów z drużyny Shoyo, nawet ja wiem kto to ''rozgrywający''!). Mija rok i Shoyo idzie do liceum i dołącza do drużyny siatkarskiej, lecz okazuje się, że ma być w drużynie z chłopakiem, który pokonał go w gimnazjum! Od tej pory będą musieli nauczyć się współpracować, a jeśli im się uda to z niesamowitym atakiem Shoyo i idealną wystawą Kageyamy mogą stworzyć niepowstrzymany duet.

No i mniej więcej streściłam wam pierwszy odcinek. Jeśli ktoś lubi takie motywy jak przyjaźń, rywalizacja, pragnienie zwycięstwa i radość z robienia tego, co się kocha, to powinien obejrzeć tę serię!

A teraz screeny z 4 odcinka( najnowszego). Nie ma żadnych spoilerów, za to można obczaić kreskę.
Plakacik :3

Biedny Shoyo, pierwsza klasa liceum i wzrost 160-pare cm :(

Chodzi o ''niemożliwe'' jakby co.

Shoyo ♥

Taka sweet focia :3

Transformacja sweet foci

Kawałek z openingu- czyż on nie jest przeuroczy??

Także z openingu( czy tylko my zauważyłyśmy, ze tam jest Bon z Ao no exorcist?).

To by było na tyle. Na koniec dodam tylko, ze nawet jeśli ktoś nie wie, czego tak właściwie oczekuje od serii sportowej, niech obejrzy i się przekona, czy to jego klimaty :-)

PS: aktualnie rysuję fanart Rina z Free!, więc niedługo na pewno ukaże się na naszym drugim blogu.



niedziela, 27 kwietnia 2014

PARTY X PARTY

Znalazłyśmy z siostrą kolejną świetną piosenkę Hitoshizuku x Yama, z ilustracjami wykonanymi przez boską Suzunosuke. Jest bardzo podobna do Bad End Night( zresztą nosi tytuł Party x Party) i w ogóle do całej serii Night Series. Jednak nie jest jej częścią, chociaż sądząc po komentarzach do niej, wielu osobom się tak wydaje.
A teraz kilka screenów :3( własnej roboty oczywiście).









Kochana piniaco zrobiła świetne tłumaczenie :3 A mój Lenuś, narysowany przez suzunosuke... bajka! Ona to chyba lubi rysować jego i Rin :3




sobota, 26 kwietnia 2014

TAKIE TAM NIC ODE MNIE

Wychodzi na to, że w ostatnim poście skłamałam, bo ostatecznie nic nie napisałam :s. Ostatnio troszkę zaniedbuję tego bloga. Z drugiej strony, nie wiedzieć po jaką cholerę, założyłam stronę na facebooku, DeviantArcie i nowego bloga, wszystko trzeba jakoś rozkręcić, nie wspominając o moich potrzebach plastycznych [manga nadal nieskończona, jedna praca w toku plus praca na konkurs plastyczny ze szkoły], muszę też wychodzić na dwór, ze względu na moje skrzywienia oraz w tym wszystkim oglądam obecnie, zaraz, policzę ile... [No game no life, Mekaku City Actors, Haikyuu, Selector infected WIXOSS, Kamigami no asobi, Fairy Tail i w planach Blade and Soul] a, już wiem, 6 anime i planuję siódme. Dziś razem z Paulą wreszcie zakończyłyśmy oglądać anime Pupa, dochodzę do wniosku, że to anime o niczym, już ostatni odcinek dobija...
Wracając, doszłam do wniosku, że ecchi nie są takie złe. Mnie i Pauli nie interesuje taka tematyka, moim ulubionym gatunkiem anime/mangi jest shounen, ale jeśli trafi się jakieś fajnie zapowiadające anime gatunkowo ecchi, chyba będziemy to oglądać i najwyżej jakoś to przeżywać. W ten oto sposób K, Kore wa zombie desu ka i Date a live podskoczyły o parę pozycji na naszej liście anime do obejrzenia. A skąd w ogóle temat o ecchi? Cóż... zobaczyłam na jednym blogu opis wychodzącego w kwietniu anime No game no life. Hohoho, rodzeństwo hikikomori NEETów, wszechmocnych w grach, powiadacie? Dawać mi to! Obejrzałam z sis pierwszy odcinek, zachwyciło mnie to anime. Ten typ bardzo lubię - coś inteligentnego, za Death Note za bardzo nie przepadam ale wszystkie analogiczne przemyślenia Lighta i L troszkę podniosły ocenę tego anime. Niestety, pod koniec odcinka ... no, kto oglądał to wie. Dlatego z Paulą zastanawiałyśmy się, czy gdy drugi odcinek wyjdzie, oglądać to dalej. Jednakże bardzo nam się pierwszy spodobał, więc obejrzałyśmy też drugi i nawet zawaliłyśmy wczoraj trzeci. Prawdę mówiąc, nie wiem czego się spodziewałam po ecchi, jednak byłam pozytywnie zaskoczona, bo *po pierwsze* póki co nie było mocniejszych momentów i gorsze teksty czasami lecą w filmach amerykańskich, które oglądam z rodzicami, a *po drugie* też nie było zbyt wiele scen na razie.
Z drugiej strony, może kogoś dziwić, ze ja i sis jesteśmy tak drażliwe na tym punkcie. Czternastka już za niecałe cztery miechy, gimbaza jest, to co my takie drażliwe? W sumie... nie przepadam za tematyką tego typu i staram się jej unikać. Znikomy wpływ na to mogą mieć moi rodzice nauczyciele, którzy jakoś przesadnie nie dawali nam filmów i książek z taką tematyką... No trochę poza tatą i dawanymi skrycie komiksami z Wiedźmina, ale o tym cicho mamie ;). Tak czy inaczej, nasz tata już od małego dawał nam do oglądania filmy typu Star Wars, potem zaczął nam zbierać komiksy. Wielu jego uczniów pewnie o tym nie wie, ale ma naprawdę wiele książek z dobrej, starej fantastyki i science-fiction z początku zeszłego wieku, dlatego dzięki niemu znamy i mamy na półce z książkami pisarzy typu Terry'ego Practheta, Anne McCaffrey, Andre Norton, Mercedes Lackey i inne książki z fantastyką tego typu. Czytałyśmy też Kroniki Amberu, dwie naprawdę ciężkie i wielgachne cegły. Na początku drugiej części nie wytrzymałam. Roger Zelazny jednak był dla nas zbyt trudny. Dla niezorientowanych wyjaśnię: Kroniki Amberu to dwa tomy po pięć części, format A4, stron około 400 zapisanych drobnym druczkiem i takim naprawdę irytującym stylem... Jednakże coś mi się w tym spodobało. Z drugiej strony nasz sąsiad, obecnie ma 17 lat, też chodzi czasami z nami do biblioteki i poleca nam książki. Każdemu fanowi fantastyki polecam książkę Olgi Gromyko pt."Wiedźma". Jest to taki jakby cykl, składający się z pięciu części naprawdę dobrego i oryginalnego humoru oraz inteligentnej fabuły. Książka jest napisana przez Ukrainkę i utrzymana w klimatach słowiańskich, można się przy niej naprawdę nieźle uśmiać. Części wyglądają tak: "Zawód: Wiedźma cz.1", "Zawód: Wiedźma cz.2", "Wiedźma Opiekunka cz.1", "Wiedźma Opiekunka cz.2", "Wiedźma naczelna".
OMG, z tematu opisującego dlaczego ostatnio rzadko piszę, przez anime które oglądam i to co myślę o ecchi doszłam do kultowej fantastyki. Wracając do naszego uczulenia na ecchi: po prostu tego nie znoszę. Jedni lubią sobie obejrzeć pornola skrycie przed rodzicami, ja za to skrycie przed rodzicami oglądałabym horrory. Uwielbiam filmy z dużą ilością krwi, szybką akcją, efektywnymi walkami i co najwyżej śladowymi ilościami romansu [Shingeki No Kyojin! ^^], na Titanicu prawie usnęłam. Ja nie rozumiem, czemu ten film jest taki popularny, według mnie Władca Pierścieni bije go na głowę, ale przecież nie od dziś wiadomo że światem rządzą fanki romansów typu Titanic i Zmierzch... oczywiście nikogo nie obrażając...

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

ŻYJĘ!!!

Przepraszam, że dawno pisałam - niestety, Święta, a co z tym idzie - odgruzowywanie pokoju. Mam teraz wrażenie, że w moim pokoju jest dwa razy więcej miejsca. Przez cały Wielki Czwartek, Piątek i Sobotę pomagałyśmy mamie, więc nie mogłyśmy nic napisać na blogu. Wczoraj była Wielka Niedziela, więc nie wypadało siadać na kompa, dziś byłyśmy cały dzień u babci i dopiero teraz znalazłam chwilkę, żeby usiąść przy komputerze. Też niestety, nowy blog i strona na facebook'u trochę czasu zajmują, poza tym muszę zrobić dla Dżimiego pracę na konkurs i więcej rysować, nie wspominając o oglądaniu anime i zwyczajowym wyszukiwaniu wszystkich co świeższych nowinek dotyczących anime/mangi/seiyuu/ premier/MARVELstudios w internecie. Cóż, to tyle z mojej strony. Przepraszam, że tak długo nie pisałyśmy i daję znać że żyję :)


piątek, 18 kwietnia 2014

MECHANICZNE SERCE: ROZDZIAŁ 2

W czasie przygotowan do Świąt mam mało czasu na rysowanie, ale bardzo dużo na przemyślenia. Tak powstał rozdział 2. Miłego czytanka ;-)

Rozdział 2

Mżawka, jaka była gdy szedłem do szkoły, w czasie lekcji przerodziła się w prawdziwą ulewę. Niebo zasnuły ciemne chmury i nic nie wskazywało na to, że do końca zajęć deszcz przestanie padać. Niedobrze, nie wziąłem dziś parasolki, a jeśli będę wracał w tym deszczu, to się przeziębię. Źle się składa, że busy nie kursują w okolice mojego domu, bo mógłbym pojechać. Jednak wygląda na to, że pójdę pieszo...
Takie właśnie myśli chodziły mi po głowie podczas lekcji matematyki. Zadania, jakie dał nam do wykonania nauczyciel już zrobiłem, więc mogłem się oddać rozmyślaniom do czasu, aż znowu będę miał się czym zająć. Reszta klasy pracowała w swobodniejszym tempie, przerywając sobie czas rozmową. Kretyni, gdyby nie to, dawno by już skończyli. Ponownie zająłem się rozmyślaniem, jak uniknąć tego deszczu, gdy ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę- rzucił nauczyciel.
         Do klasy weszła zupełnie nie znana mi uczennica, nigdy wcześniej jej nie widziałem. Lekko potargane czarne włosy miała splecione w dwa luźne warkocze, przerzucone do przodu, a oczy ciemnofioletowe. Była ubrana w mundurek naszej szkoły, a z ramienia zwisała jej torba z książkami.
-Prze-przepraszam za spóźnienie- wydukała, czerwieniąc się.
-Ach, to ty jesteś tą nową uczennicą?- zapytał nauczyciel, zwracając się w jej stronę.- Czemu przychodzisz tak późno? Miałaś być na ósmą, nieprawdaż?
-Zaspałam- podenerwowana pyknęła kostkami.- Bardzo przepraszam.
-Niezbyt dobrze jest spóźniać się pierwszego dnia chodzenia do szkoły- nauczyciel groźnie zmarszczył brwi- ale tym razem ci wybaczę, tylko niech mi się to nie powtórzy.
-Tak jest!- uśmiechnęła się i jej nastrój gwałtownie uległ zmianie.
-A teraz przedstaw się swoim kolegom i powiedz coś o sobie.
         Dziewczyna wyszła na środek klasy.
-Nazywam się Rin- powiedziała.- Przeprowadziłam się do tej szkoły z powodów rodzinnych. Uwielbiam robić rzeczy z papier-mache, pleść kosze z wikliny i decoupage. Mam nadzieję, że mnie polubicie.
         Była tak przyjazna i otwarta, że natychmiast zdobyła sobie przychylność klasy. Na pewno szybko znajdzie przyjaciół i dołączy do tej gromadki wesołych osłów, którym tylko śmiech i zabawa w głowie.
Miała w sobie coś, co sprawiało, ze ludzie lubili ją od pierwszego spotkania, może ten jej naiwny uśmiech, a może tę ufność, jaką zdawała się pokładać w ludziach… Jednak na mnie nie zrobiła zbyt dobrego wrażenia. Uznałem, że jej zachowanie jest idiotyczne i bezsensowne. W dodatku… kto w pierwszy dzień szkoły przychodzi na trzecią lekcję? Ma dziewczyna tupet. Raczej nie przysporzy jej to przychylności nauczycieli, zwłaszcza, że nie wygląda mi na pilną uczennicę. Jest raczej takim typem, który rozprasza klasę i utrudnia prowadzenie lekcji. Mam nadzieję, że nie będę musiał mieć z nią do czynienia. Na szczęście mi to nie grozi, nie jestem jedną z tych osób, które są taaak sympatyczne, że aż nie można się z nimi nie zaprzyjaźnić. Robię raczej wrażenie osoby oderwanej od społeczeństwa, która tkwi we własnym świecie. Niestety, tak mnie postrzegają, a ja po prostu nie rozpraszam się jakimiś głupotami. Tak czy inaczej, prawdopodobieństwo, że Rin zainteresuje się moją osobą jest bardzo nikłe.
-A teraz kwestia, gdzie będziesz siedzieć- powiedział nauczyciel.- Ponieważ mamy dwa wolne miejsca w klasie, dam ci przywilej wyboru jednego z nich.
-Cóż…tamten chłopak z różowymi pasemkami wygląda sympatycznie, więc siądę koło niego- i uśmiechnęła się do mnie.
Nie.
Gdy szła, przez klasę przebiegały szmery. Serio? Sympatyczny? Ja? Kilka osób będzie mieć z nas dobry ubaw.
Położyła torbę na ziemi i wypakowała z niej książki. Czemu, czemu akurat ona? Czemu ja? Najlepiej mi się pracuje w samotności, obecność kogoś innego będzie mnie dekoncentrować.
         Rin odwróciła się do mnie i ze szczerym uśmiechem powiedziała:
-Mam nadzieję, ze się zaprzyjaźnimy.
-Taa- mruknąłem. Co się ze mną dzieje? Nie mogę się tak zachowywać. Odpychające wrażenie, jakie na mnie wywarła, nie powinno mieć tak mocnego działania.
-Emm… czy mógłbyś wytłumaczyć mi, co aktualnie robimy? Nie było mnie na początku lekcji, więc…
-W porządku.
Żegnaj, wolności, żegnaj średnio 6.0.

Mam nadzieję, że nowy rozdział się wam spodobał :-)

P.S: jeszcze raz zapraszam na abstracttwins.blogspot.com


poniedziałek, 14 kwietnia 2014

MECHANICZNE SERCE: ROZDZIAŁ 1

Wpadłam na genialny pomysł *.* Będę pisała krótką opowieść, jej bohater to młody chłopak i nazywa się Shiro. Zamierzam zrobić choć kilka jego artów, zaprojektowałam mu już super wygląd, więc biorę się do tego na poważnie xD Daję Wam pierwszy rozdział.

Mechaniczne Serce

,,Stajemy się tym, o czym myślimy.''

Rozdział 1

Mam tego dosyć. Wciąż słyszę w telewizji i radiu o kradzieżach, napadach, pobiciach, wojnach, atakach terrorystycznych i innych odrażających rzeczach. Czemu ludzie to robią? Przecież to bez sensu. Dają się ponieść tak ulotnym emocjom jak strach, zawiść, gniew, rozpacz... Swoje życie można zniszczyć równie łatwo, co rozbić szklankę, a z raz obranej drogi nie ma już powrotu.
I po co, po co, po co, po co, po co oni to robią? Czuję, jak narasta we mnie frustracja. Głupi ludzie, których nie obchodzi własny los. Jak można tak żyć? Popadać z jednej emocji w drugą, żyć jedynie dla chwili obecnej, naszego tu i teraz.
O wiele łatwiejsze byłoby życie bez uczuć. Jestem ciekaw, czy w przyszłości lekarze będą mogli przeprowadzać operacje chirurgiczne, które będą pozbawiać ludzi możliwości odczuwania emocji. Jeśli taka przyszłość istnieje, chciałbym się w niej narodzić. Jednak to raczej niemożliwe.
I znowu to słyszę. Monotonny głos spikera, obwieszczający wiadomość o pobiciu dwojga nastolatków. Dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego? Ile jeszcze cierpienia, ile jeszcze zbrodni czeka ten świat? Nie dość nienawiści? Chciałbym się tym nie przejmować, lecz dopóki mam serce, nie mogę przestać. Gdybym tylko miał mechaniczne serce, jak android, który nie wie, co to uczucie, nie wie co to rozpacz i strach przed całym światem. Jego egzystencji nie zakłóci troska o najbliższych ani nie przejmie się wiadomością o masowym morderstwie w niedalekim mieście. Po śmierci drogiej mu osoby będzie mógł w spokoju żyć dalej.
Jeśli miałoby się spełnić moje jedno życzenie, to pragnąłbym, abym miał mechaniczne serce.


Mam nadzieję, że się podobało :-) Niedługo nadejdzie ciąg dalszy :-)


OGŁOSZENIE

Witajcie ludzie, mam dla Was bardzo ważne ogłoszenie- ja i Julia zakładamy nowego bloga. Link do bloga. Jego nazwa to Abstrakcyjne Bliźniaczki. Podobnie do nazwy tego blogu, wiem. Jednak na początku prowadziła go tylko Julia, a ja do niej potem dołączyłam. Teraz jest inaczej, ten blog jest dla nas obu. I od razu piszę, nie przyjmujemy żadnych innych współautorów. Dlaczego? Może zacznę od początku.
Ten blog był dla Julii takim jakby pamiętnikiem, potem ja dołączyłam jako współautor. Niestety, ponieważ pisałyśmy o nieco zbyt prywatnych sprawach, jako, że bloga znały tylko zaufane osoby z naszego otoczenia i Wy, osoby poznane w internecie, Abstrakcyjna J nie ma zbyt pewnej przyszłości. Dzisiaj na zajęciach plastycznych sor Dżimi nam doradził, żebyśmy zaczęły prowadzić bloga,, o mangach'', czyli z naszymi rysunkami. Jak wiadomo, jeden blog już mamy, lecz z podanych wyżej powodów nie może on spełniać takich warunków. Sor powiedział, że akurat za 5 lat, jak będziemy pełnoletnie nasz blog będzie popularny w internecie, co może nam pomóc rozpocząć naszą karierę w rysowaniu. A więc założyłyśmy całkiem nowy blog, który będzie bardziej oficjalny. Będziemy głównie wstawiać nasze rysunki, może zdjęcia( bo ostatnio zainteresowałam się fotografią) i publikować inne nasze prace.
Bardzo bym chciała, żebyście nasz nowy blog też dodały do obserwowanych :-) Nie wiem, czy ten blog będziemy dalej prowadzić, ale jeśli tak, zapewne głównie przerzucimy się na Abstrakcyjne Bliźniaczki, więc warto pamiętać o obu naszych blogach. Dokładnie co i jak jeszcze postanowimy, a teraz do zobaczenia :-)


1 ODCINEK MEKAKU CITY ACTORS!

Tadam! W sobotę około 18 miał premierę 1 odcinek anime Mekaku City Actors, anime oparte na serii piosenek Vocaloid IA i Miku Hatsune pt."Kagerou project". Premiera miała być 13 kwietnia, ale nie wolno zapominać, że w Japonii jest o 7 godzin później ;). Dlatego około 19, nie mogąc się doczekać, obejrzałyśmy z angielskkimi napisami na jakiejś zagranicznej stronie :p
Prawdę mówiąc, idealnie spełniło moje oczekiwania. Polecam każdemu, kto czyta ten post, żeby obejrzał Mekaku City Actors [już jest nawet przetłumaczone na polski - dziękujemy JinjaTemple!]. 
OPIS: Shintarou Kisaragi jest hikikomori i NEET'em. Od dwóch lat nie opuścił swojego pokoju, dodatkowo nie mógłby żyć bez komputera. Pewnego dnia, dostaje email od nieznanego nadawcy. Gdy klika link w nim zamieszczony, w jego komputereze pojawia się Ene - cyber dziewczynka, Shintarou podejrzewa, że to jakiś złośliwy program, ale nie może jej rozgryźć. Jest złośliwa, zmienia mu hasła na folderach w kompie, usuwa różne pliki itp. Pewnego dnia przez jej wygłupy Shintarou niechcący psuje komputer  [konkretniej: klawiaturę, przez zalanie ją colą]. Ponieważ jest święto, w ciągu najbliższych pięciu dni Shintarou nie może zamówić nowej, a to znaczy... Tak! Proszę państwa, w ten oto sposób Shintarou Kisaragi pierwszy raz od dwóch lat wychodzi z domu. A żeby było ciekawiej, zostaje porwany przez terrorystów jako zakładnik i jeśli porywacze nie dostaną od właściciela centrum handlowego w ciągu pół godziny 30 miliardów jenów, zabiją go i resztę kupujących. I to musiało się przydarzyć akurat w ten jeden dzień, gdy Shintarou wyszedł z domu... Gdy siedzi związany, zagaduje do niego dziwny chłopak [Kano], który, mimo, że razem ze swoim przyjacielem Seto są porwani i związani, a ich życiu grozi niebezpieczeństwo, wydają się kompletnie nieprzejęci sytuacją [w mandze Kano cykał sobie wtedy sweet focie i wysyłał do Kido]. Shintarou wymyśla plan, według którego mógłby uwolnić zakładników z pewnością do 100%, gdyby miał tylko wolne ręce i terroryści byli skupieni na czym innym... Wtedy to się zaczynają dziwne rzeczy. Po pierwsze, okazuje się, że Kano nie jest związany, jednak żaden z porywaczy nie zwraca na to uwagi. Potem strażnicy są bici przez niewidzialne osoby,a komputery same spadają z półek. Shintarou rozumie, że to jego szansa, biegnie do pierwszego lepszego komputera, podłącza swoją komórkę na której miał Ene i... pada na ziemię. Zastrzelony?... cóż, okaże się w kolejnym odcinku.
Naprawdę polecam obejrzeć i oglądać kolejne odcinki. Na początku niektóre rzeczy mogą się wydawać nieco dziwne, ale potem się wszystko wyjaśni. A jak już się zdecydujesz obejrzeć, musisz obejrzeć przecudowny ending ♥
A tu "trochę" screenów

Takie tam screeny Ene - cyber dziewczynki mieszkającej w kompie Shintarou







Gdy Shintarou sprawdzał, cz klawiatura działa i mógł napisać tylko T, R lub O

Gdy okazało się, że klawiatura jest zepsuta kompletnie...


I nokaut: w ciągu najbliższych pięciu dni nie otrzyma zamówionej klawiatury!



W markecie, do którego poszedł, żeby kupić klawiaturę i Ene naśmiewała się z niego

Gdy wpadł na Kido, która >SPOILER< używała swojej umiejętności oczu [niewidzialności] i szła z Mary i Momo



Jak Shintarou był porwany i rozmawiał z Kano


A tutaj screeny z tego boskiego endingu:
Takane Enomoto [później Ene] podczas Headphone Actor


Mekakushi Dan

Mary

Azami

Kuroha [nie mogę się doczekać, aż pojawi się Konoha ze swoim seiyuu Mamoru Miyano ♥]

Kano w endingu ze swoją umiejętnością oczu

Konoha

Nie mogłam się powstrzymać :D

Jeszcze raz polecam. Nie ma żadnych nawalanek, elementów erotycznych, pedałków, lesb ani tym podobnych. Jedyna wada Kagerou Project, to to, że historie członków Mekakushi Dan są przeraźliwie smutne. Takane Enomoto - zdecydowała powiedzieć Haruce, że go kocha, w dzień, w którym miał śmiertelny [?] wypadek i został zmieniony w Konohę, a ona sama w Ene. Shintarou został hikikomori, ponieważ Ayano Terayama - która też była przyszywaną siostrą Kano, Kido i Seto - popełniła samobójstwo i zadręczał się, że mógłby ją uratować. Też jej rola w życiu Kano, Kido i Seto - gdy byli w sierocińcu, byli dziećmi o okrutnej przeszłości, wyśmiewanymi z powodu ich czerwonych oczu i nazywanych potworami, jednak ona pomogła im się podnieść. Hibiya na własnych oczach widział, jak jego przyjaciółka [w której się podkochiwał] zostaje przejechana przez samochód. Mary przez kilkanaście lat swojego życia żyła sama w chatce w lesie, ponieważ bała się ludzi, którzy zresztą przyczynili się do śmierci jej matki - pierwszą osobą, na którą się otwarła, był Seto. Kenjirou [który zmienił Takane w Ene i Harukę w Konohę] stracił swoją ukochaną żonę, a potem jego córka Ayano popełniła samobójstwo. Azami przez całe życie była szykanowana i wyśmiewana, a gdy w końcu znalazła szczęście i miłość, ludzi odebrali jej drogie osoby.
 Shion wychowywała się bez matki, była w połowie Medusą i zginęła bardzo młodo, gdy jacyś chłopcy znęcali się nad jej córką Mary i obroniła ją, używając swojej umiejętności oczu, by zamrozić jednego z nich, jednak sama przy tym ginąc. Jedyną pozytywniejszą postacią jest Momo, chociaż z drugiej strony miała  najmniej fortunną umiejętność oczu i zawsze była prześladowana przez ludzi.
Tak czy inaczej, naprawdę warto zapoznać się z Kagerou project. Jeśli komuś się nie chce sięgać do mangi [po polsku są tylko 3 rozdziały na jinjatemple.pl, do 21 trzeba czytać po angielskiemu, ale warto], ani oglądać wszystkie piosenki z teledyskami i pl subsami, może przynajmniej oglądać na bieżąco anime. Zapewniam, że jeśli raz się za to weźmie, nie będzie się później żałować. :)