piątek, 26 kwietnia 2013

MUZA ŚMIERCI - OPOWIADANIE

W tym poście będziecie mieli okazję zaznajomić się z moimi pracami. To krótkie opowiadanie, trochę straszne, ale mam nadzieję, że się spodoba :) Miłej lektury!


MUZA ŚMIERCI

     Ta historia wydarzyła się dawno, dawno temu, jeszcze przed słynnym ateńskim filozofem Platonem. W tamtych czasach, na Oceanie, dziś nazywanym Atlantyckim, istniała wspaniała wyspa – Atlantyda.
     Bogowie przychylnie patrzyli na jej mieszkańców. Niestety, Atlantydzi stali się zbyt próżni i pyszni; zaczęli czcić swych królów jak istoty niebiańskie. Bogowie rozgniewali się i zatopili wyspę wraz z jej mieszkańcami w morskich czeluściach Terry.
     Jednak na początku Atlantydy ludzie chętnie składali ofiary bogom, a ich wiara była niezachwiana. Dziękowali za utworzenie wyspy-raju. Bogowie, zadowoleni takim stanem rzeczy, postanowili jakoś wyróżnić swój naród wybrany i zaczęli obdarzać ludzi.
     Pewna dziewczyna, Palia, została wyróżniona przez bogów nadzwyczajnym darem. Kiedy śpiewała przy akompaniamencie swojego fletu, jej muzyka leczyła słuchających jej ludzi z chorób zarówno cielesnych, jak i umysłowych. Kiedy śpiewała, dla osób jej słuchających świat przestawał istnieć. A gdy budzili się ze słodkiego transu, czuli się świeżo i lekko, jakby ich dusze opuściły ciała i nimi nieobciążone, mogły wzlecieć hen, wysoko, aż do samych gwiazd.
     Pewnego razu Palia wybrała się ze swoim fletem do lasu. Szła grając, a delikatne melodie wydobywające się z instrumentu sprawiały, że ośmielone zwierzęta wychodziły jej naprzeciw.
     Po jakimś czasie Palia dotarła do najgłębszej części puszczy. Wyczuła w powietrzu jakieś mroczne czary: nienawistne dźwięki, pałające rządzą mordu. Jednak niestrudzenie szła dalej.   Nagle wyszła na polanę. Drzewa dokoła były przegniłe i martwe, wyciągające swe trupie ręce w kierunku Palii, jakby przestrzegając ją, aby uciekała. Na żółtej, spalonej trawie leżały martwe zwierzęta. Na środku polany stała postać spowita mrokiem, odwrócona do Palii plecami, trzymająca w ręce harfę. Biła od niej aura grozy.
1



     Niespodzianie na polanę wleciał ptak. Mroczna postać delikatnie uderzyła struny palcami, wydając z nich cichy dźwięk, trupie tchnienie. Ptak padł nagle martwy na ziemię, trafiony zaklęciem. Palia wiedziała już, kogo ma przed sobą.
     Złapała oburącz flet i zaczęła grać. Melodia zaczęła rozsnuwać kurtynę śmierci wiszącą nad polaną, gdy nagle postać odwróciła się, a między muzykę Palii zakradły się czarne macki jej muzyki, niby mroczne węże.
     Była to bowiem Aire, obdarzona darem równie osobliwym, co Palia. Jeśli Palia była Muzą Życia, to Aire – Muzą Śmierci.
     Rozpoczęły swój pojedynek. Raz przewagę zyskiwała Palia, raz Aire. W końcu Palię zaczęły opuszczać siły. Nuty urywały się w połowie, niby rzężący oddech umierającego. I nagle naszła ją ochota, by spojrzeć Aire w twarz. Związana tym pragnieniem, powoli uniosła głowę i spojrzała Śmierci w oczy. Wtedy oddech w niej zamarł, pot strachu skroplił czoło. Były to oczy trupa, trupa wypełnionego sztucznym życiem. Złego ducha, zamieszkałego w martwym ciele.
     Ciszę, która zapadła na polanie, przerwał trzask. Jedna łza spłynęła po policzku Palii. Drugi trzask. Trzeci. Szczątki fletu opadły na ziemię ze sparaliżowanych ramion Palii. Dziewczyna poczuła chłód w sercu.
     Aire przeciągnęła palcami po strunach. Jedna nuta.
     Eter przeszył wrzask Palii. Rzuciła się do ucieczki, biegnąc na oślep, przed siebie, gnana spojrzeniem tych martwych oczu. W końcu wypadła z lasu, w pobliżu klifów. Gnana szaleństwem, rzuciła się z urwiska, oddając swe ciało morzu.
     Aire została na polanie, w środku lasu i dalej snuła swoje śmiertelne sieci.
     A Palia, która tak ukochała muzykę, zginęła, muzyką zabita.


KONIEC 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz